30.12.2012

Pomysły Petunii


- Więc naprawdę do niego wróciłaś? – zapytała po raz kolejny Petunia. Skinęłam głową i pozwoliłam jej zapłacić za nasze kawy. Powoli ruszyłyśmy ulicami Londynu. – Dlaczego? Lily, myślałam, że to już koniec. Na dobre.
- Też tak myślałam – westchnęłam. – Ale on jest całkiem przystojny, zabawny, utalentowany… I jest w nim coś co mnie przyciąga.
- I starszy – zauważyła Petunia.
                Skinęłam głowę. No tak. Mathias oficjalnie skończył szkołę. Chociaż nie chciałam się tym na razie zamartwiać, w mojej głowie już pojawiło się pytanie jak to teraz będzie wyglądać. Owszem, wakacje mieliśmy spędzić w większości razem. Udało mi się przekonać rodziców, chociaż trochę oponowali – uważali, że jestem za młoda. Mimo tego ciężko mi było wyobrazić sobie, że mogę widywać się z nim co pół roku. No chyba że wpadałby na weekendy do Hogsmeade… Wiedziałam, że czeka nas rozmowa na ten temat, ale puki co nie byłam na to gotowa.
- Opowiadaj lepiej co w starym dobrym Londynie – poprosiłam siostrę i tak jak się spodziewałam zostałam zalana najnowszymi i tymi trochę starszymi plotkami. Na sam koniec Petunia oznajmiła mi.
- No i właśnie dlatego musisz iść ze mną na tę imprezę.
- CO?! – muszę przyznać, że wyłączyłam się na chwilę. No dobra. Może na trochę dłużej niż chwilę, ale o jakiej do diabła imprezie ona mówi?
- Znam tam tylko Marcusa i tę jego siostrę Melody a z niej jest straszna sucz.
- Tunia! Ale ja tam nie znam nikogo! – nie przejmowałam się tym, że jestem na samym środku ulicy. Za wszelką cenę musiałam się z tego wykręcić.
- Znasz mnie. Lilka proszę! Marcus powiedział, że mogę zabrać kogo chcę. Zresztą może też poznasz kogoś fajnego…
Już miałam jej powiedzieć, że fajni mugole ze szkoły średniej, do której chodziła moja siostra w ogóle ale to w ogóle mnie nie interesują, ale powstrzymałam się, nie chcąc jej urazić.
- Nie mam się w co ubrać – zaoponowałam jeszcze niepewnie, nie licząc na to, że uda mi się wywinąć.
- A myślisz, że czemu tu jesteśmy? – końska twarz mojej siostry wyszczerzyła się w uśmiechu, a ja? No cóż ja mogłam zrobić? Weszłam do najbliższego sklepu i wybrałam sukienkę.


                Muzyka grała głośno a ja cieszyłam się, że nie założyłam jednak obcisłego topu bez ramiączek, który doradzała mi siostra. I bez niego czułam na sobie zdecydowanie zbyt wiele spojrzeń. Miałam właśnie spytać Tunię co mu tu do diaska właściwie robimy kiedy koło nas pojawił się gospodarz imprezy w towarzystwie dwóch już odrobinę wstawionych chłopaków.
- Jak się bawicie dziewczyny?! – spytał starając się przekrzyczeć  dudniącą muzykę.
- Jest super! – odparła za nas obie Petunia. Cholera. Miałam ochotę ją zamordować.
- To jest mój kuzyn Adam a to Tom – krzyknął Marcus klepiąc po plecach swoich towarzyszy. – Moi kuzyni z polski. Przywieźli wódkę.
                Zamachał mi przed oczami sporą butelką. Już miałam zaprotestować kiedy jeden z nich wcisnął mi do ręki napełniony kieliszek.
- Za śliczne angielki! – krzyknął i opróżnił go haustem. Zerknęłam na Petunię, ale ona nie zastanawiała się ani chwili. Chcąc nie chcąc poszłam w ich ślady. Dwie kolejki później Marcus się ulotnił zostawiając nas w towarzystwie swoich kuzynów. Nie byłam zbyt rozmowna. Chciałam tylko ulotnić się stamtąd jak najprędzej, ale moja siostra chyba zaczęła się dobrze bawić. Sama zaproponowała byśmy wypili jeszcze jednego po czym ruszyła na parkiet z jednym z Polaków. Drugi z nich objął mnie ramieniem i spytał czy chcę zatańczyć. Pokręciłam przecząco głową więc nalał mi kolejny kieliszek. Cholera, nie powinnam była się zgadzać na tą szopkę. Pomysły Petuni… To zawsze kończyło się jakąś tragedią.  
- Nie czuję się za dobrze – powiedziałam oddając mu kieliszek i ruszyłam do wyjścia. Była to tylko częściowo prawda. Tej nocy akurat alkohol wchodził mi całkiem dobrze, ale nie miałam najmniejszej ochoty na towarzystwo tego pijanego już w sztok chłopaka. On jednak już po chwili dogonił mnie.
- Wszystko ok? – zapytał. Dopiero teraz zauważyłam w jego głosie silny wschodni akcent. Powoli skinęłam głową. – Palisz?
                Wyciągnął w moim kierunku paczkę malboro light. Nie paliłam. Nie pytajcie mnie czemu wzięłam jednego i pozwoliłam mu sobie podpalić. Jak można się było spodziewać od razu zakrztusiłam się dymem.
- Twój pierwszy raz? – spytał chłopak. Przytaknęłam. – Widać. Na początku nie warto zaciągać się mocno.
- Dzięki – rzuciłam i spróbowałam jeszcze raz. – Za radę – dodałam po chwili.
- Nie ma sprawy.
                Paliliśmy chwilę w ciszy. Zaczęłam już myśleć, że może nie jest aż taki zły kiedy z domu wybiegła moja siostra. Zaraz za nią, potykając się wypadł drugi z Polaków.
- Ale skarbie…
                Petunia zaklęła jak jeszcze nigdy i z płaczem rzuciła się w moje objęcia. W drzwiach mieszkania pojawił się wysoki, krótko ostrzyżony chłopak przy kości ubrany w zdecydowanie za małe jeansy i koszulę z plamami potu pod pachami. Ku mojemu zaskoczeniu uderzył on z całej siły pięścią w twarz Polaka, z którym jeszcze chwilę temu tańczyła Petunia.
- Nigdy więcej tego nie próbuj! – ryknął na niego przeraźliwie. Sama podskoczyłam a chłopak wyglądał jakby miał zaraz zemdleć na naszych oczach. Czołgając się jak najszybciej wbiegł z powrotem do domu i wraz ze swoim bratem zniknął gdzieś w tłumie ludzi. Zdezorientowana patrzyłam to na moją szlochającą siostrę, to na nieznanego mi olbrzyma.
- Tunia… Co się stało? – spytałam w końcu nie bardzo wiedząc co mam począć.
- On… On… Był taki obleśny… Ja mu powiedziałam, że nie chcę, ale on mnie nie rozumiał i… I… - objęłam ją przekonana, że nie da rady wypowiedzieć już ani słowa. Spojrzałam więc niepewnie na olbrzyma.
- Eee….
- Ten cham dobierał się do majtek twojej siostry – oznajmił prostując się dumnie. – Nie mogłem pozwolić by znieważył tak uroczą istotę.
- Eee…. – Chciałam mu podziękować, ale jakoś nie mogłam wydusić ani słowa.
- Takich zboczeńców powinno się kastrować i zamykać w klatkach – oznajmił ze spokojem. – Tak nie zachowuje się normalny cywilizowany człowiek! Żeby łapać dziewczynę w toalecie…
- Eee…
- Po prostu musiałem interweniować – zakończył wyciągając do mnie rękę. – Jestem Vernon Dursley. 

29.12.2012

Nękana niepewnością


- Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne. OWUTEMY! – powiedziałam ze wzburzeniem. – Jak myślisz Mathias, dlaczego tak się nazywają?
                Chłopak spojrzała na mnie z rozbawieniem i wzruszył ramionami. Wyglądał uroczo, ale nie zamierzałam mu tak łatwo odpuścić.
- Bo ktoś kto to wymyślał miał tendencję do przesadzania?
                Prychnęłam oburzona.
- Bo to poważna sprawa Matt! To prawdopodobnie najważniejsze egzaminy w twoim życiu. Zaczynają się za tydzień, a ty zupełnie nic z tym nie robisz?!
- Jakoś tak… - spróbował mnie pocałować, ale odsunęłam się. Westchnął. – Lil… Przecież uczyłem się sporo. Męczysz mnie o to od miesiąca. Mam już trochę dosyć, wiesz? Mogłabyś w końcu wyluzować? To w końcu moje egzaminy, moje życie i mój problem. Nie wtrącaj się?
                Odebrało mi mowę. Czy ja dobrze usłyszałam?
- Czy ty właśnie powiedziałeś mi żebym się nie wtrącała? – wysyczałam przez zęby.
- Tak Lil, bo przecież tu chodzi o moją a nie twoją przyszłość… - urwał, jak się domyślałam pod spojrzeniem swojej siostry, która dotąd obserwowała całą sytuację z rozbawieniem.
- Lily, daj spokój – powiedziała Blum miękko. – On po prostu taki jest. Też próbowałam… Ale mój brat po prostu nie jest typem… Intelektualisty.
- Dzięki siostrzyczko – w głosie Mathiasa zabrzmiała ironia. Po chwili jednak spojrzał z powrotem na mnie. – Nie gniewaj się Lils… Proszę – jego silna ręka złapała mnie za nadgarstek i przyciągnęła do siebie.
- Powiedziałeś, że twoje życie to nie moja sprawa – warknęłam cicho.
- Wiesz co miałem na myśli… Po prostu za bardzo się tym martwisz. Wiem co robię Ruda – spojrzałam na jego wargi, które wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Och jaką ja miałam ochotę go pocałować! – I tak nie wiążę swojej przyszłości z tym czego nauczyłem się w szkole. Te testy do niczego mi się nie przydadzą…
- No tak, mój braciszek ma zamiar zostać wielkim mugolskim gitarzystą – zakpiła Blum.
- Jak ostatnio rozmawiałem z moją uroczą siostrzyczką to miała podobne plany – odciął jej się Mathias, sadzając mnie sobie na kolanach. Chciałam się wyrwać ale objął mnie mocno w pasie i tym samym unieruchomił.
Oczy Blum powędrowały ku sufitowi. Westchnęła głęboko i położyła się na łóżku Jasona – współlokatora Mathiasa, który jak zwykle spędzał wieczór poza dormitorium.
- Bądźmy realistami Matt. Wszyscy wiemy, że tak naprawdę skończę wydając ustawy i przyjęcia z koroną na głowie u boku mojego męża.
- Nigdy nie wiesz co się stanie księżniczko.
                Blum tylko potrząsnęła głową. Rozmowa była skończona. Jedna z dłoni Mathiasa powędrowała do mojej szyi i odsunęła mi włosy na bok.
- To co? – szepnął mi do ucha. – Dasz się skusić na wieczór w Hogsmeade?
                Pokręciłam głową. On naprawdę nie zamierzał się uczyć. Ten chłopak był niewiarygodny. Mnie już skręcało w żołądku kiedy myślałam o przyszłorocznych sumach, ale on nie przywiązywał do egzaminów najmniejszej wagi. Westchnęłam.
- Poważnie Matt? Będziesz się zajadał w miodowym królestwie i pił kremowe piwo zamiast powtarzać do OWUTEMÓW?
- Lily. Zdaję Astronomię. Doskonale wiesz, że mam ją w małym palcu – odparł znużony.
- Ale..
- Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Wszyscy wiedzą, że to najłatwiejszy egzamin ze wszystkich. Naprawdę uważasz, że nie zdam?
- Nie, ale…
- I Obronę przed Czarną Magią. To może sprawić pewien problem, ale mam jeszcze cały przyszły tydzień na powtarzanie.
- Nadal nie wierzę, że wybrałeś trzy przedmioty – stwierdziła Blum nadal wpatrując się w sufit.
- Nawet te trzy nie są mi potrzebne – odparował. – Lily. Jest piątek wieczór. Miałem ciężki tydzień. Chciałbym spędzić go z moją dziewczyną. Nie myśleć o cholernych egzaminach i się rozluźnić. Czy to naprawdę takie straszne?
                Nie odpowiedziałam. Tym razem pozwoliłam mu się pocałować. Usłyszałam jeszcze jakiś jęk z łóżka, na którym leżała Blum, ale żadne z nas  na niego nie zareagowało.
- Niech będzie Hogsmeade – zgodziłam się w końcu.


                Było już po dwunastej kiedy w końcu zasłoniłam kotary i zatonęłam w pościeli. Długo nie mogłam zasnąć. Coraz mniej czasu zostało mi by zdecydować kim chcę zostać w przyszłości. Za rok sumy. Do tego czasu muszę już wiedzieć. Westchnęłam. Mathias i Blum nie mieli wątpliwości, że ich miejsce nie jest w świecie czarodziei, James i Syriusz od pierwszej klasy powtarzali, że chcą być aurorami, Dorcas rozważała podjęcie pracy w magazynie Czarownica, a ja?
                A co jeżeli jak Emily i Jessica nigdy nie doczekam końca szkoły? Z upływem tygodni stawało się coraz bardziej jasne, że żyjemy w wyjątkowo niebezpiecznych czasach, a strata przyjaciółek pokazała mi, że nigdy nie można brać niczego za pewnik.
                Gdzieś w oddali zegar wybił pierwszą, a ja zasnęłam nękana niepewnością i strachem o przyszłość.


                Kiedy słońce zaczęło znikać za linią horyzontu Dorcas zaproponowała żeby wracać do szkoły. Ostatnie dni przed końcem roku upływały nam na całkowitym relaksie. Piąte klasy musiały pisać SUMY a siódme zmierzyły się z OWUTEMAMI. My za to już od kilku dni miałyśmy wolne i mogłyśmy całymi dniami grać w eksplodującego durnia, łazić po Hogsmeade lub jak tego dnia - opalać się nad jeziorem w czerwcowym słoneczku. Moja przyjaciółka wypracowała już sobie całkiem porządną opaleniznę, a w sierpniu miała jeszcze jechać z rodzicami na trzy tygodnie do Tunezji. W duchu jej zazdrościłam ale Mathias i Blum już od kilku tygodni przebąkiwali coś o wycieczce na południe Fracji. Wiedziałam, że Śnieżyca też jedzie i miałam nadzieję, że mój chłopak w końcu oficjalnie zaprosi mnie bym do nich dołączyła. Wakacje z Blum Ryan w st. Tropez to mogłoby być naprawdę coś.
                Większość uczniów była jeszcze na błoniach lub w Hogdmeade więc nie zdziwiło mnie, że pokój wspólny jest prawie pusty. Prawie, bo kiedy tylko weszłyśmy naszym oczom ukazał się Syriusz Black i siedząca na nim okrakiem szatynka o bujnych kształtach. Wyglądali jakby się do siebie przyssali. Chciałam ruszyć dalej, ale Dorcas złapała mnie za rękę.
- Dor… - jęknęłam cicho. Jednak moja przyjaciółka uparcie wpatrywała się w całującą się parę. Było mi jej żal, ale to obsesyjne zauroczenie Blackiem zaczynało być naprawdę męczące.
                Po kilku sekundach, które dla mnie zdawały się być wiecznością Syriusz chyba jednak nas zauważył bo oderwał się od swojej towarzyszki i uśmiechnął głupkowato machając w naszą stronę.
- Hej dziewczyny, znacie Natashę, prawda? Jest na szóstym roku – powiedział szczerząc się jeszcze szerzej.
                Dorcas nie powiedziała ani słowa tylko czym prędzej ruszyła do dormitorium. Cóż, lepiej późno niż wcale, prawda? Westchnęłam i rzuciłam coś na powitanie do Natashy po czym zmierzyłam Łapę morderczym spojrzeniem. Oczywiście w gruncie rzeczy lubiłam tego męczącego cassanovę, ale w tym momencie miałam ochotę mocno uderzyć go w tę jego roześmianą gębę. Doskonale wiedział, że podoba się Dorcas, ale nie tylko nic z tym nie robił ale miałam wrażenie, że na złość ciągle ślini się do kolejnych pseudo-piękności z wyższych klas. Ciekawe czy one wszystkie wiedzą, że działa na parę frontów i nie jest tak naprawdę zainteresowany żadną z nich na dłużej niż tydzień… Czy ile tam potrzeba żeby je zaliczyć.
- Czemu to robisz, co? – syknęłam patrząc na niego ze złością.
- Ponieważ mogę Evans – odparł po prostu.


Drodzy Mamo i Tato!
Przepraszam, wiem że nie przepadacie za sowią pocztą, ale to naprawdę jedyny sposób żeby się z wami skontaktować z Hogwartu.
U mnie wszystko dobrze, skończyła się już nauka i wszyscy tylko czekamy na pociąg do Londynu. Strasznie za wami tęsknię. Na pewno ucieszy was wiadomość , że mam same Wybitne i Powyżej oczekiwań.
Moja przyjaciółka Blum (pamiętacie ją, prawda?) i jej brat Mathias zaprosili mnie na wakacje na południe Fracji. Jedzie też Śnieżyca – chłopak Blum i uznałam, że to całkiem niezły pomysł. Spędziłabym w domu pierwsze dwa i ostatni tydzień wakacji. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli nic przeciwko. W ostatnim liście pisaliście, że Petunia odwiedza w sierpniu jakąś koleżankę w Dublinie, a poza tym nie macie żadnych planów, prawda?
Ucałujcie ode mnie mocno Tunię i do rychłego zobaczenia.
Wasza stęskniona córka
Lily

7.12.2012

Mój świat


                Nigdy nie sądziłam, że w moim życiu nadejdzie taki moment kiedy będę siedziała w barze przy jednym stolikiem z nauczycielką. A jednak. Kitty nie pytając nikogo o zdanie zamówiła trzy razy ognistą whisky po czym dołączyła do mnie i Mathiasa w kącie „Trzech Mioteł”. Najwyraźniej nie widziała nic złego w tym, że jako osoba niepełnoletnia piję alkohol. Mathias miał już przynajmniej skończone 17 lat, a ja? Starając się nie krzywić upiłam łyk ze swojej szklanki i uśmiechnęłam się do profesorki. Podchodziłam do tego spotkania z pewną dozą niepewności jednak  Mathias tak długo zapewniał mnie, że Kitty to naprawdę super babka, że w końcu uległam. W sumie się nie mylił. Wydawała się być całkowicie rozluźniona i ani razu nie spojrzała na mnie tak jakby uważała moje towarzystwo za nie pożądane. Jedyne co mnie denerwowało to fakt, że mój chłopak cały czas narzekał z powodu jej wyjazdu. Kobieta jednak zbywała go półsłówkami i cały czas starała się zmienić temat.
- A ty Lily pewnie cieszysz się z powrotu profesor McGonnagall? – spytała upijając spory łyk whisky. Jej szklanka była już do połowy opróżniona. – Słyszałam, że bardzo ją lubiłaś…
- To raczej Blum była jej ulubienicą – zaprzeczyłam od razu. – A pani jest naprawdę super, pani profesor. Mathias ma rację, dla Hogwartu pani wyjazd to straszna strata.
                Kobieta zaśmiała się perliście.
- Lily nie pieprz głupot – powiedziała niespodziewanie. – I nie poza szkołą nie zwracaj się do mnie pani profesor. Mów mi po imieniu – próbowałam zaprotestować jednak Kitty nie chciała tego słuchać. – Nie powinnaś się krępować. Nie jestem jeszcze aż tak stara.
                Uśmiechnęłam się niepewnie i skinęłam głową. Chociaż zachowywała się uprzejmie nie było mi to szczególnie na rękę. Nie przeszkadzało mi, że jest ważna dla Mathiasa, ale nie miałam ochoty się z nią spoufalać.
- A pani… To znaczy ty… Pewnie nie możesz się już doczekać powrotu do Los Angeles? Tam mieszkasz, prawda? – przytaknęła. – Słyszałam, że to niesamowicie piękne miejsce.
- Kalifornia jest magiczna… Powinniście ją kiedyś zobaczyć – powiedziała z entuzjazmem, ale na jej twarzy zauważyłam pewne napięcie. Spojrzała na Mathiasa – Zerujemy? – spytała.
Nie czekała na jego odpowiedź tylko jednym haustem wypiła resztę zawartości swojej szklaneczki. Mathias zrobił to samo wiec chcąc nie chcąc musiałam pójść w ich ślady. Kitty podeszła do baru po kolejną kolejkę a mój chłopak objął mnie ramieniem.
- Cieszę się, że jednak zgodziłaś się przyjść – powiedział. – Kitty ma w Los Angeles wspaniały dom. Właściwie to willę z ogrodem, basenem i innymi takimi bajerami.
- Byłeś tam? – spytałam
                Tak jak się spodziewałam pokręcił przecząco głową.
- Ale widziałem zdjęcia – mruknął po chwili.


                Trzy dni później Kitty na dobre opuściła Hogwart. Wyszłam ją pożegnać by Mathias nie myślał, że nie obchodzą mnie jego uczucia. Mimo tego odkąd zniknęła cały czas chodził przybity i podminowany. Blum twierdziła, że zawsze tak jest i, że mu przejdzie. Nie podobało mi się, że tak to bagatelizuje, ale bardzo chciałam jej wierzyć. Wraz z ostatecznym rozkwitem wiosny i powrotem profesor McGonnagall zniknęła też część obrony Hogwartu. Wreszcie poczuliśmy się trochę spokojniejsi. Już od tygodni nie było, żadnego ataku a także w proroku codziennym wiadomości o Voldemorcie i jego poplecznikach pojawiały się rzadziej niż dotąd. Dzięki temu mogłam znów skupić się na doczesnych sprawach takich jak OWUTEMY, które w czerwcu miał zdawać mój chłopak. Z jakiegoś powodu nie potrafił on zrozumieć, że zależy od nich cała jego przyszłość i że dwa miesiące to trochę mało czasu na naukę. Starałam się go do niej zachęcać wszelkimi możliwymi sposobami jednak szło mi to dosyć opornie.
                Z każdym dniem coraz bardziej przyzwyczajałam się do pustych łóżek stojących w naszym dormitorium. Wszystkie powoli wracałyśmy do życia. Blum kontemplowała swój świeżo skonsumowany związek ze Śnieżycą. Stali się niemal nierozłączni. Siadali obok siebie w wielkiej Sali na w jednej ławce na tych lekcjach, które mieliśmy wspólnego. W wolnym czasie razem uczyli się w bibliotece, spacerowali po błoniach, wymykali się do Hogsmade lub zamykali w jakimś dormitorium czy nie używanej akurat Sali i robili rzeczy, o których później Blum opowiadała nam szeptem z wypiekami na twarzy, jeżeli oczywiście miała wystarczająco dobry humor.
                Dorcas także powoli wracała do życia. Były takie dni kiedy zachowywała się jakby całkiem zapomniała o Jessice i o pierwszych tygodniach po jej tragicznej śmierci. Razem z Alice większość czasu spędzała w dormitorium Huncwotów. Wiedziałam, że przestała już podrywać Syriusza. Uznała, że chce być wolną, niezależną kobietą i jeżeli jakiemuś facetowi na niej zależy to będzie musiał zawalczyć. Mimo tego często śmiała się z jego żartów i litrami piła kremowe piwo leżąc na jego łóżku. Cieszyłam się z jej nowego podejścia. Czułam, że ona i Black zaczynają się zaprzyjaźniać. Nie byłam pewna czy kiedykolwiek wyniknie z tego coś poważniejszego, ale wiedziałam, że podstawą każdego dobrego związku powinna być przyjaźń.
                Wraz z rozpoczęciem drugiej połowy marca cała szkoła zaczęła żyć całkiem nowym wydarzeniem. Przyjęcie z okazji piętnastych urodzin Jamesa Pottera cieszyło się olbrzymim zainteresowaniem. Chyba każdy chciał tam być ale tylko nieliczni zostali zaproszeni. Znalazłam się wśród tych szczęśliwców, chociaż nie byłam tym szczególnie zachwycona. James, zapraszając mnie, przeprosił co prawda po raz pięćdziesiąty za to jak zachowywał się na przyjęciu Blum. Zgodziłam się mu wybaczyć, ale zaznaczyłam, że możemy być kolegami. Niczym więcej. I w sumie to zrobiłam to tylko ze względu na Dorcas, której tak strasznie zależało na towarzystwie Huncwotów. Prawda była taka, że nie byłam pewna co zrobiłaby moja przyjaciółka gdybym kazała jej wybierać. To mnie przerażało jednak nie byłam na tyle odważna by chcieć się przekonać. Kiedy znudzona wyszłam wcześniej z imprezy, o której huczała cała szkoła w pełni uświadomiłam sobie jeden fakt. Mój świat coraz bardziej zamykał się tylko i wyłącznie do tego co wiązało się z moim chłopakiem. 

22.11.2012

Nostalgicznie...

Notka jest. Co prawda po dłuuugiej przerwie, ale lepiej późno niż wcale no nie? No więc dodaję. Jakby kogoś interesowało to pierwszą część pisałam sobie przy tym: KLIK
***********************************************

Siedziałyśmy w dormitorium. Dorcas trzymała w rękach kubek kakao i patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem a ja delikatnie gładziłam ją po plecach. Oprócz nas w pokoju była jeszcze Blum i Alice. Chociaż same byłyśmy w szoku starałyśmy się na wszelkie sposoby pocieszyć przyjaciółkę.
- Pokłóciłyśmy się o Blacka… - powiedziała w końcu Dorcas, kiedy i dla niej cisza stała się zbyt uciążliwa. – Ja i Jessica. Powiedziałam jej tyle okropnych rzeczy… Że nikt tak naprawdę jej tu nie chce, że ta szkoła była znacznie lepsza zanim się tu przeniosła, że Syriusz jest z nią tylko z litości… To wszystko były kłamstwa… Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Chyba po prostu byłam tak cholernie zazdrosna. Powiedziałam jej żeby poszła w diabły i najlepiej nigdy nie wracała…
                Głos Dorcas się załamał. Podejrzewałam, że i tak nie wyznała nam wszystkiego, ale nie chciałam naciskać. Chociaż już nie płakała, cały czas drżała, a jej głos był zachrypnięty. Przykryłyśmy ją kocem ale to zdawało się nie przynosić efektów. Jeszcze nigdy dotąd nie widziałam jej w takim stanie. Blum mocno ją przytuliła a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam na nią bezradnie. Cały czas nie dochodziło do mnie, że Jessici już nie ma.
Podeszłam do okna. Na błoniach nie było ani jednego ucznia, gromadziło się tam za to ponad dwudziestu czarodziei przysłanych z ministerstwa. Mieli pomóc zabezpieczyć teren szkoły, żebyśmy mogli znowu poczuć się bezpieczni. Ale czy w ogóle można kogoś ochronić przed człowiekiem, który zabija z takim okrucieństwem? Jakby życie ludzkie nie było nic warte… Zacisnęłam pięści. Przysięgłam sobie, że kiedyś dowiem się, kto jest za to odpowiedzialny i  zemszczę się.
                Moje szmaragdowozielone oczy odbiły się w szybie. Zobaczyłam w nich niezwykłą u siebie determinację. Powoli odwróciłam się w stronę przyjaciółek. Dopiero teraz zauważyłam, że Alice intensywnie mi się przypatruje. Uśmiechnęła się a ja, pomimo ciężaru jaki czułam na sercu, odwzajemniłam uśmiech.


                Było już dawno po północy kiedy Dorcas w końcu zmorzył sen, a my nie odzywając się do siebie nawzajem ani słowem, żeby jej nie obudzić zeszłyśmy do pokoju wspólnego. Tak jak się spodziewaliśmy Huncwoci siedzieli przy zapalonym kominku. Na stoliku stała opróżniona do połowy butelka ognistej whisky. Zajęłam miejsce koło Remusa, który od razu nalał mi trochę do szklanki. Skrzywiłam się nieznacznie ale upiłam łyk.
- Jak ona się ma? – spytał Lupin, uśmiechając się delikatnie na widok mojej miny.
- Śpi… Cholera, dla nas wszystkich to był szok – odparła zamiast mnie Blum i westchnęła cicho.  Alice usiadła na dywanie u stóp Syriusza.
- To była naprawdę świetna dziewczyna – mruknął James. – Miała wady jak każdy, ale lubiłem ją.
- Możemy o tym nie gadać? – spytał Black. Jego ton był obojętny, ale podejrzewałam, że w gruncie rzeczy jest pewnie najbardziej wstrząśnięty z nas wszystkich. Jego związek z Jessicą był krótki, ale z tego co wiedziałam naprawdę dobrze im się układało. Chłopak dolał sobie whisky i uniósł szklankę do góry.  – Za Jess!
                Wszyscy powtórzyliśmy toast. Jednym haustem opróżniłam szklankę. Remus sięgnął po butelkę.


(A to pisałam przy tym  KLIK<3 )

                Wraz z Mathiasem rozłożyłam koc nad jeziorem i usiadłam na jego brzegu. Delikatne promienie słońca padły na moją twarz, wywołując uśmiech. Był pierwszy marca. Z dnia na dzień robiło się cieplej, a słońce coraz częściej pukało do okien naszych klas i dormitoriów. Wiosna zbliżała się wielkimi krokami przynosząc chwilę zapomnienia i nadzieję na lepsze jutro. Poczułam otaczające mnie ramię mojego chłopaka.  Przerzucił moje włosy na bok i delikatnie pocałował mnie w szyję. Przeszedł mnie lekki dreszcz i nie patrząc mu w oczy, odszukałam jego dłoń. Mocno ją ścisnęłam.
- Lubię tak tu z tobą siedzieć – powiedział mi cicho do ucha. – Lubię patrzeć jak podziwiasz naturę, jak się uśmiechasz…
                Obejmował mnie mocno. Podczas gdy ściskałam jego prawą dłoń, palce lewej powoli przesuwały się po moim obojczyku. Czułam jego oddech na swoim karku. Nagle poczułam, że pomimo iż mam na sobie tylko cienki płaszczyk robi mi się gorąco.
- Mieliśmy się chyba uczyć – przypomniałam cicho, chociaż było mi bardzo przyjemnie.
- Jak zwykle konkretna – zaśmiał się. Uwielbiałam jego śmiech.
                Mathias wyciągnął z torby podręczniki i usiedliśmy naprzeciwko siebie. Otworzyłam nam wspólną butelkę kremowego piwa i upiłam pierwszy łyk. Kiedy w końcu zabrałam się do czytania książki, co jakiś czas czułam na sobie jego spojrzenie, sama też nie omieszkałam na niego zerkać. Nie mówiliśmy zbyt wiele, ale wystarczyła mi jego obecność, ciepło bijące z jego ciała i jego szorstka, męska dłoń przesuwająca się po mojej delikatnej i bladej, niemal przeźroczystej.
                Nie zauważył kiedy zamknęłam książkę i zaczęłam mu się uważnie przypatrywać. Analizowałam powoli każdy fragment jego twarzy. Poczułam, że chcę nauczyć się na pamięć każdej rysy, każdego milimetra jego skóry. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. Było inaczej niż gdy zerwaliśmy ze sobą ponad rok temu. Inaczej niż gdy byłam z Potterem czy jakimkolwiek innym chłopakiem. Inaczej niż kiedykolwiek.
                Moja dłoń znalazła się na jego książce i zatrzasnęła ją. Mathias spojrzał na mnie zaskoczony, a ja zbliżyłam się do niego i pocałowałam go z taką czułością z jaką tylko umiałam. Chciałam za wszelką cenę pokazać mu co czuję. Nie umiałam ubrać tego w słowa. 
            Z początku był zaskoczony, ale szybko się rozluźnił. Otworzyłam na chwilę oczy by zauważyć spojrzenia kilku spacerujących po błoniach gapiów. Nie obchodzili mnie. Mathias położył się na kocu a ja znalazłam się tuż przy nim. Wciąż leżeliśmy przytuleni kiedy słońce zaczęło zachodzić. Nie było mi ani trochę zimno.

1.10.2012

Więcej radości?


Po półgodzinnym, bezsensownym waleniu w drzwi, postanowiłyśmy się poddać. Była już czwarta w nocy, a ja czułam się okropnie zmęczona, postanowiłam więc sprawdzić, czy Mathias już śpi. Dorcas i Jessica udały się do pokoju Huncwotów, a Alice postanowiła odprowadzić mnie pod same drzwi pokoju Ryana.
- Jak myślisz, Blum tam siedzi? – spytałam, gdy szłyśmy po schodach. Dziewczyna z uśmiechem skinęła głową.
- Myślę, że siedzą tam razem – odpowiedziała z diabelnym uśmiechem. – Ona i Śnieżyca.
                Spojrzałam na nią zaskoczona. Czy dobrze zrozumiałam, co Alice próbowała mi zasugerować? Chociaż w pierwszej chwili pomyślałam, że to niemożliwe, to po kilku sekundach zastanowienia, doszłam do wniosku, że taki scenariusz byłby całkiem w stylu panny Ryan.
- Myślisz, że oni tam…?
                Dziewczyna zachichotała i puściła do mnie oko.
- Nie mów nic Mathiasowi – powiedziała, po czym pomachała mi i ruszyła w przeciwnym kierunku. Nie chcąc zbudzić jego współlokatorów, weszłam bez pukania. Nie minęła jeszcze godzina od chwili, kiedy się rozstaliśmy, mimo tego kotary przy łóżku Ryana były zasłonięte. Najciszej jak potrafiłam, zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do jego łóżka. Spał na boku, przytulony do kawałka kołdry. Delikatnie dotknęłam jego ramienia. Niespodziewanie drgnął i poderwał się, patrząc na mnie z zaskoczeniem.
- Spokojnie… - wyszeptałam, muskając palcami jego policzek. – Nie chciałam cię wystraszyć…
- Co tu robisz Lily? – spytał i zrobił mi miejsce, bym mogła usiąść obok niego na łóżku.
- Stęskniłam się – odparłam bez wahania z uśmiechem, a on pocałował mnie czule i objął ramieniem.
- Chcesz zostać do rana? – spytał.
                Kiwnęłam głową i wgramoliłam się pod kołdrę. Zasypiałam spokojna, przytulona do jego piersi, bezpieczna.


- Gdzie byłaś wczoraj w nocy? – spytałam Blum, gdy tylko zobaczyłam ją zmierzającą z samego rana do Wielkiej Sali. Nie było po niej widać ani śladu wczorajszej imprezy. Żadnego kaca, bólu głowy, zmęczenia, czy chociaż podkrążonych oczu. Wręcz przeciwnie. Była ubrana w obcisłe jeansy i gruby czerwony sweter z wycięciem na plecach. Miała zrobiony zdecydowany makijaż, a po korytarzu kroczyła dumnie w butach na obcasach
- A ty? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Ty pierwsza – za wszelką cenę chciałam uniknąć odpowiedzi. Nie byłam pewna, jak zareagowałaby na to, że ja i jej brat znowu ze sobą… No dobra. Znowu coś się między nami dzieje, ale to jeszcze nic oficjalnego. Nie ma o czym mówić.
- Daj spokój… Nie ma o czym opowiadać – dziewczyna udawała obojętność, ale szeroki uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Gadaj i tak ci nie uwierzę.
- Ale to nic takiego…
- Blum!
- Spałam ze Śnieżycą – wypaliła, bacznie obserwując moją reakcję. Zamrugałam oczami, a więc Alice miała rację. – I mówiąc spałam, mam namyśli, że właściwie to nie spaliśmy.
                Przyglądałam jej się przez chwilę. Dopiero teraz zauważyłam jaka jest szczęśliwa. W jej oczach tańczyły wesołe ogniki, a od niej samej biła jakaś taka pozytywna energia. Domyślałam się, że nie miała powodów do narzekania, mimo tego spytałam, jak było.
- Cudownie – odparła z entuzjazmem. – Poważnie Lily… Najwspanialsza rzecz jaką w życiu przeżyłam. Śnieżyca jest cudowny!
- Mam szansę na jakieś szczegóły? – spytałam, wchodząc do Wielkiej Sali.
- Może potem, nie przy ludziach – odpowiedziała ściszając głos. – No a ty? Teraz twoja kolej.
                Zaśmiałam się nerwowo.
- Ale ja naprawdę nie mam o czym opowiadać… Bawiłam się do rana, potem trochę przespałam w czyimś pokoju…
- W czyim?
- Nie pamiętam – odparłam automatycznie, ale ku mojemu nieszczęściu w tym samym momencie pomachał do nas Mathias. Blum oczywiście odmachała mu i od razu ruszyła w jego kierunku.
- Cześć braciszku – powiedziała wesoło. Byłam ciekawa czy zamierza się z nim podzielić wrażeniami z ostatniej nocy, jednak nawet jeśli miała taki zamiar, to on nie dał jej okazji, rzucając jej tylko zdawkowe „hej” i całując mnie prosto w usta na przywitanie niemal w tym samym momencie.
- Cześć, Mathias – wyjąkałam kiedy się ode mnie odsunął. Widziałam za jego plecami zdumiony wyraz twarzy Blum.
- Jesteście znowu razem? – spytała
                Nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale Mathias zareagował za nas oboje, przytakując i obejmując mnie zdecydowanie ramieniem. Uśmiechnęłam się nieśmiało i czekałam na jej reakcję. Parę sekund później uznała chyba, że jej to nie przeszkadza, bo uścisnęła mocno nas oboje i oznajmiła, że prawie nic nie mogło ją tak bardzo ucieszyć. Już przeczuwałam, że mój stary nowy chłopak będzie chciał wiedzieć, co też dało jej większą radość, w tym momencie jednak przerwał mu Dumbledore.
- Drodzy uczniowie, proszę o ciszę! – krzyknął. – Zajmijcie proszę swoje miejsca. Mam dla was niestety kolejną wstrząsającą wiadomość. Dziś z samego rana, nasz gajowy Rubeus Hagrid znalazł w pobliżu swojego domku ciało jednej z uczennic naszej szkoły. Prawdopodobnie została zabita poprzez zaklęcie Avada Kedavra. To niewiarygodne, że coś takiego zdarzyło się w naszej szkole już po raz drugi w ciągu tak krótkiego czasu. Do poniedziałku wraz z innymi nauczycielami postaramy się rzucić dodatkowe zaklęcie, chroniące teren szkoły. Proszę by do tej pory nikt nie opuszczał zamku. Pomogą w tym też urzędnicy przysłani przez Ministerstwo Magii. W zaistniałej sytuacji jestem też zmuszony odwołać najbliższy mecz Quidditcha pomiędzy Slitherynem a Ravenclawem.  Zapewniam was, że jeśli tylko zastosujecie się do instrukcji będziecie całkowicie bezpieczni. Nie musicie się bać. A teraz proszę, uczcijmy minutą ciszy zmarłą Jessicę Newton.
- NIE! – rozdzierający krzyk Dorcas przedarł się przez całą Wielką Salę. Zapadłą cisza jak makiem zasiał. Z krtani dziewczyny wyrwał się szloch. Zasłoniła twarz dłońmi i zgięła się w pół.
- Dorcas! – podbiegam do niej i spróbowałam ją objąć, ale odtrąciła mnie.
- Wy nic nie rozumiecie… To moja wina, że ona tam poszła!

27.09.2012

Jak dwie połówki tego samego jabłka


Rudowłosa dziewczyna wybuchnęła śmiechem widząc biały puch spadający z nieba. Ruszyła biegiem przez błonia, w pewnym momencie  zaczęła kręcić się wokół wpatrując się w gwieździste niebo.
               Wysoki blondyn powalił ją na ziemię. On także zaczął się śmiać. Nie mieli na sobie żadnych okryć wierzchnich, ale to nie przeszkodziło im trurlać się po śniegu. Na początku chciał ją nim natrzeć, ale była taka słodka, że zamiast tego zatonął w jej ustach. Czuł się jak w transie, gdy leżąc na niej wpijał się w jej usta. Jego dłonie zjechały na jej krągłe piersi, okryte tylko cienkim, mokrym od śniegu materiałem. Zaczął całować ją po szyi. Głęboki dekolt pobudzał wyobraźnie, a jej palce, muskające pod koszulką jego tors i schodzące powoli coraz niżej tylko rozbudzały w nim rządze.
- No, proszę – usłyszeli za sobą głos. – Kogo my tu mamy. Panna Ryan i Pan Jamano.
               Odskoczyli od siebie jak oparzeni. Śnieżyca próbował otrzepać się ze śniegu i wstać jednocześnie, a jego dziewczyna poderwała się natychmiast na równe nogi. Nauczycielka transmutacji i opiekunka Gryffindoru stała zaledwie kilka metrów od nich uśmiechając się krzywo i patrząc z naganą na uczniów.
- Profesor Spears… - wyjąkał chłopak.
- Nie słyszeliście o tym, że opuszczanie szkoły po zmroku jest zakazane?  - spytała wyniośle kobieta. – Szczególnie teraz, kiedy przyszło nam żyć w takich groźnych czasach. Wasza koleżanka została zamordowana niedaleko stąd, sprawców wciąż nie znaleziono. Jak można być tak lekkomyślnym?
- Przepraszamy pani profesor… – zaczął, wygładzając niepewnie swoje ubranie. Ręce mu drżały, już dawno nie czuł się taki zażenowany. – My tylko…
- Daj spokój – przerwała mu ostro jego dziewczyna. – I co zamierzasz teraz z nami zrobić Kitty? – spytała nauczycielkę lekceważąco. – Dać nam szlaban.
- Blum, wiesz, że jako twój nauczyciel mam do tego prawo…
- Poważnie? Chyba sobie kpisz! Jakby nie wystarczyło, że i tak uprzykrzasz mi życie!  Nie odważysz się tego zrobić. Jak powiedziałabyś Mathiasowi, że dałaś szlaban jego ukochanej siostrzyczce? Wiesz dobrze, że…
- Nie zamierzam tego robić, Blum – przerwała jej spokojnie kobieta. – Ale wracajcie już do zamku – kobieta ruszyła w stronę zakazanego lasu, gdy doszła do pierwszych gałęzi odwróciła się jeszcze i spojrzała na nich. – Zapomniałabym, Blum… Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.


               Kiedy wrócili do zamku, w Pokoju Wspólnym wciąż tłoczyło się mnóstwo ludzi. Przecisnęli się przez tłum tańczących i trzymając się za ręce ruszyli po schodach do dormitorium dziewcząt. Śnieżyca szedł o jeden krok za nią. Weszli do jej dormitorium. Nie bywał tu wcześniej zbyt często, zazwyczaj to ona do niego przychodziła. Zaczął rozglądać się niepewnie, podczas gdy Blum zamykała drzwi zaklęciem. Po chwili poczuł na sobie jej spojrzenie. Usiadł na brzegu łóżka. Miał nadzieję, że nie widzi jak jego ręce delikatnie drżą.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? – spytał.
               Po raz kolejny tego wieczoru przytaknęła. Nie rozumiała dlaczego się waha, ona sama czekała na ten moment już od dawna. Czego jak czego, ale tego była pewna jak niczego innego na świecie. Nie obchodziło ją kto by ich potępił gdyby się o tym dowiedział a kto okazałby poparcie. Dla niej rachunek był prosty. Kochała go a on ją. Znali się nawzajem jak własną kieszeń. Zamierzali spędzić ze sobą resztę życia. Pragnęli się nawzajem, na co więc mieli czekać?
- Myślałam, że oboje jesteśmy pewni – powiedziała siadając na ziemi naprzeciwko niego.
               Pogładził ją delikatnie po głowie. Była taka piękna, jej ciało wydawało mu się idealne. Czuł, że ona ma rację. Ich miłość, dla niego też stawała się powoli jedyną pewną rzeczą na ziemi. Pozostało im tylko ją przypieczętować. Uśmiechnął się do niej. Nie chciał żeby myślała, że on tego nie pragnie. Pociągała go i to w jak najbardziej fizyczny sposób.
               Zdjął z siebie mokrą od śniegu koszulkę. Popatrzył w jej lśniące oczy. Zbliżyła się do niego. Jej zimne palce musnęły jego brzuch i zatrzymały się na pasku od spodni. Zwinnym ruchem wyciągnęła go ze szlufek, zwinęła w pół i przygryzła. Musiał przyznać, że wyglądała diabelnie pociągająco. Umiała kusić jak chyba żadna inna dziewczyna w tej szkole. Domyślał się, że nawet Dorcas Meadowes nie potrafiła być taka prowokacyjna. Rozpięła zamek jego spodni. Wstał i pozwolił jej zsunąć je do kolan. Poczuł jej chłodną dłoń na swoim członku.
               Podniosła się z ziemi i pozwoliła mu odnaleźć zamek swojej sukienki. Nie miała na sobie stanika więc gdy ta zsunęła się na ziemię, stanęła przed nim jedynie w czarnych, koronkowych figach. Przez kilka sekund patrzyli na siebie po czym zaczęli zachłannie się całować. Położyli się na jej łóżku, całował ją po szyi, dotykając przy tym jej jędrnych piersi. Czuł jak drżała z podniecenia. Kiedy delikatnie podrażnił językiem jej twardy sutek zacisnęła ręce na jego ramionach.
               Po chwili ostatnie części bielizny znalazły się na ziemi. Teraz to Blum była na górze. Jej usta schodziły coraz niżej. Czuła się jak we śnie. Jakby właśnie spełniało się jej marzenie. W powietrzu wyczuwało się podniecenie.
- Kochasz mnie? – spytał nagle Śnieżyca, zwracając jej twarz ku sobie. – Bo ja cię kocham jak szalony.
- Oczywiście – usiadła na nim okrakiem i czule pocałowała go w usta. - Kocham cię tak samo jak ty kochasz mnie. I zawsze będziemy razem, prawda?
- Zawsze. Wyjdziesz za mnie? – spytał. Nie spodziewał się, ze będzie zaskoczona tym pytaniem. Dla ich obojga było to naturalne następstwo wydarzeń.
- Tak – odparła bez zastanowienia. – Kiedy tylko skończymy szkołę.
               Przyciągnął ją gwałtownie do siebie. Czuł na sobie jej usta. Nie było na co czekać. To były jej urodziny, a ona była całym jego życiem. Oboje tego chcieli. Tym razem to jej język znalazł się w okolicach jego męskości. Poczuł wzrastające podniecenie, wraz z każdym dotykiem jej drżących rąk.
               Z szuflady stojącej przy łóżku wyjęła prezerwatywę. Otworzyła malutkie opakowanie i podała mu ją. Już po chwili w nią wszedł. Najpierw poczuła krótki ból, a potem było już tylko lepiej. Poruszał się w niej delikatnie, a ona czuła niewyobrażalną, wzrastającą rozkosz. Nie mogła sobie wymarzyć lepszego partnera. Była pewna, że nikt inny nie traktowałby jej z taką czułością i troską. To właśnie była miłość.
               Oboje osiągnęli szczyt prawie w tym samym momencie. Blum krzyknęła krótko, a jej ciało wygięło się w łuk, po czym padła na poduszki. Śnieżyca znalazł się tuż obok niej. Musnął wargami jej usta. W jego oczach malowało się szczęście. Wiedziała, że dziewczyny będą chciały wejść do pokoju jednak nie zamierzała się tym przejmować. Objął ją mocno, palce ich rąk splotły się ze sobą. Jeszcze nigdy nie przeżył takiej nocy. Teraz był już pewien, że to nie był błąd. Pasowali do siebie idealnie. Byli dwoma połówkami tego samego jabłka.

26.09.2012

Stara miłość nie rdzewieje


                Kolejne tygodnie mijały nam zaskakująco szybko. Cały czas starałyśmy się przyzwyczaić do wolnego łóżka, które stało w naszym pokoju. Rodzice Emily przyjechali po jej ciało dzień po moich urodzinach. Żadna z nas nie była na pogrzebie, który odbył się w jakiejś niewielkiej miejscowości niedaleko Oxfordu gdzie mieszkali obecnie jej rodzice. Mimo tego przeżywałyśmy żałobę na swój sposób. Widziałam jak dziewczyny przystawały czasem w niektórych miejscach w szkole, jakby właśnie sobie coś przypomniały. Myślały wtedy o niej. Wiedziałam to bo miałam dokładnie tak samo. Czasem po prostu czułam jakby wciąż była wśród uczniów Hogwartu. Wydawało mi się, że widzę ją, siedzącą na błoniach, czy przy wejściu do biblioteki. Obrazy te napawały mnie melancholią, która ogarnęła chyba zresztą większość szkoły.
                Wraz z początkiem nowego miesiąca atmosfera nieco się rozluźniła. „Czas leczy rany” – skomentowała to zjawisko Jessica, a Dorcas tylko teatralnie przewróciła oczami. Odkąd panna Newton zaczęła oficjalnie spotykać się z Syriuszem, te dwie cały czas darły koty. Chociaż rozumiałam Dorcas, miałam nadzieję, że to się niedługo skończy. Zaproponowałam jej nawet, że jeśli odpuści Jess to umówię ją z Potterem, ona jednak nie była szczególnie zachwycona tym pomysłem.
- Nie rozumiesz, że mnie kręci Black? – spytała. Miała przy tym taką żałosną minę, kojarzącą się z nieszczęśliwym szczeniaczkiem. – Nie wiem dlaczego, ale coś w nim takiego jest co mnie przyciąga. Dlaczego wybrał ją?
                Nie znosiłam tego marudzenia, ale starałam się zachowywać jak dobra przyjaciółka. Służyłam słowem pocieszenia i zmieniałam temat. Aż sama się zdziwiłam, ale były dni, kiedy to naprawdę poprawiało Meadowes humor.
                Drugi tydzień lutego przyniósł chwilowe zawieszenie broni. Powód był prosty, po szkole rozniosła się wiadomość, że w najbliższy piątek panna Ryan urządza przyjęcie urodzinowe w wieży Gryffindoru. Zaproszeni mieli być tylko wybrani, ale znając Blum można się było spodziewać, że gości będzie sporo. Na samym czubku jej listy znajdowałyśmy się oczywiście my i Huncwoci, a także jej chłopak, brat i jego koledzy z pokoju. Poza tym zaprosiła jeszcze całą drużynę Quidditcha i kilku Krukonów z siódmego roku, których poznała za pośrednictwem Mathiasa, który z kolei miał z nimi transmutację, zaklęcia i astronomię. Znalazło się także miejsce dla Veronici i jej koleżanek z Ravenclawu oraz paru piątoklasistek, które Blum poznała na dodatkowych zajęciach z transmutacji. Zasugerowałam jej, że mogłaby też zaprosić paru znajomych z Klubu Ślimaka – założonego w zeszłym roku przez profesora Slughorna. Tak bardzo spodobał jej się ten pomysł, że postanowiła zrobić mi niespodziankę.
- Zaprosiłam Severusa – oznajmiła radośnie wchodząc do wielkiej Sali na dzień przed przyjęciem.
                Wytrzeszczyłam na nią oczy zaskoczona nie bardzo wiedząc, czy mówi poważnie, czy też robi sobie ze mnie jaja. Kto jak kto ale Blum Ryan nie należała do funclubu Seva.
- Jak to? – spytała głupio. – Mówisz poważnie?
- Myślałam, że się ucieszysz – powiedziała dziewczyna z wyrzutem. – Lubisz go, no nie?
                Skinęłam głową z niedowierzaniem. Czy tej Blum już całkiem na mózg padło? Severus i Rogacz na tej samej imprezie? Wolne żarty.
- Przecież oni się pozabijają – mruknęłam. – No wiesz… Z Potterem.
- Przynajmniej będzie się działo – zachichotała dziewczyna. – Chcę żeby ta impreza została zapamiętana. Pójdziecie dzisiaj ze mną do Hogsmade? Dobrze by było kupić jakieś porządne kiecki.
                Skinęłam głową. Wiedziałam co miała na myśli. Trzeba było namówić Dorcas i Jessicę żeby wyszły gdzieś razem. Cicho westchnęłam ale zgodziłam się wziąć to na siebie.


                Chociaż na początku wszystko szło jak po maśle, dziewczyny zaczęły się kłócić już gdy przeszłyśmy przez posąg jednookiej czarownicy. Czepiały się siebie praktycznie o wszystko. Po chwili nie miałam już siły nawet ich uspokajać. Całe szczęście Blum nie traciła dobrego humoru. Chyba nic nie mogło go jej zepsuć kiedy szła na zakupy.
                Po wyjściu z miodowego królestwa skierowałyśmy się prosto do naszego ulubionego butiku. Uśmiechnęłam się na widok znajomego szyldu „That witch”, a potem na dźwięk uroczej melodyjki, która rozległa się gdy tylko weszłyśmy do środka.
- Witam drogie panie – ekspedientka natychmiast pojawiła się przy nas. Była to wysoka, szczupła blondynka, która natychmiast obdarzyła nas profesjonalnym uśmiechem. – W czym mogę paniom służyć?
                Rozpoczęło się wielogodzinne przymierzanie sukienek i dobieranie dodatków. Ja ostatecznie zdecydowałam się na zwiewną, chabrową, bardzo krótką jak na mnie sukienkę z małym dekoltem. Uznałam, że mogę do niej założyć czarne buty więc zaoszczędzę parę galeonów. Blum obiecała mi pożyczyć diamentowe kolczyki. Wolałam się nie dopytywać czy diamenty są prawdziwe. Nie chciałam przez cały wieczór denerwować się, że zgubię drogą biżuterię.
                Jessica wybrała sobie fuksjową sukienkę przed kolana, z głębokim dekoltem podkreślającą jej smukłą talię. Dobrała do niej ciemne szpilki i malutką posrebrzaną torebeczkę. Dorcas natomiast wyszukała gdzieś obcisłą, srebrną mini bez ramiączek. Chociaż strój ten mógł budzić kontrowersje trzeba było przyznać, że wyglądała zabójczo.
                Na sam koniec wybrałyśmy kreację dla jubilatki. Była to chyba najdroższa sukienka w całym sklepie, ale wszystkie zgodnie przyznałyśmy, że jest warta swojej ceny.
- I grzechu – dodała Blum gdy wyszła w niej z przymierzalni. Nawet ekspedientce zaparło dech w piersiach na jej widok. Czarna, wiązana na szyję z wąskim dekoltem do pępka, delikatnie opinała jej figurę. Dolna część sukienki, była bardzo krótka z przodu, za to z tyłu sięgała prawie ziemi i miała złote wykończenie.
- Które masz urodziny dziecko? – spytała sprzedawczyni całkiem zapominając o formach grzecznościowych. Gdy odpowiedziałyśmy, że piętnaste ta tylko westchnęła. – Wyglądasz, jakbyś miała co najmniej osiemnaste.
                Blum potraktowała to oczywiście jako komplement. Zapłaciła i cała w skowronkach wyszła ze sklepu. Była tak zadowolona z zakupu, że zaproponowała nam nawet, że postawi nam kremowe piwo. Chciałam odmówić, ale robiło się coraz zimniej więc czym prędzej  pobiegłyśmy do Trzech Mioteł. Kiedy tylko znalazłyśmy się w środku odetchnęłam z ulgą. Ludzie tu nie mieli na sobie kurtek, niektórzy nawet siedzieli w krótkim rękawku. Mój wzrok padł na siedzącego w kącie chłopaka, ubranego tylko w jeansy i T-shirt.
- Mathias? Blum, to nie twój brat?
                Dziewczyna spojrzała w tamtą stronę i wcisnęła Jessice do rąk torebkę.
- Kup piwo – powiedziała po czym ruszyła prosto w stronę chłopaka. Bez zastanowienia poszłam za nią, ale słyszałam jeszcze jak Meadowes i Newton kłócą się, która z nich podejdzie do młodego barmana, uśmiechającego się do nich czarująco.
                Usiadłyśmy naprzeciwko zaskoczonego Mathiasa. Blum odruchowo wzięła go za rękę. Na stoliku stały trzy puste i jeden do połowy opróżniony kufel. Chłopak wyglądał na przybitego.
- Mathias, co się stało? – spytałam z troską.
                Popatrzył na mnie, potem na swoją siostrę. Spuścił głowę i ukrył ją w dłoniach.
- Ona odeszła – powiedział cicho, dopiero kiedy obie zwątpiłyśmy, ze w ogóle się odezwie.
- Kitty? – spytała od razu Blum. Nawet nie czekała na odpowiedź. – Wiedziałam, że tak będzie. Ta kretynka zawsze to robi. Nigdzie nie potrafi zagrzać dłużej miejsca. Tak w ogóle to skąd wiesz co ona tam robi w tej swojej Ameryce? Może ma willę z basenem, przystojnego męża i cholerną ósemkę dzieci, które na nią czekają, albo coś w tym rodzaju…
- Nie mówię o Kitty do cholery! – krzyknął Mathias – Mówię o Marcie.
- O Marcie? – zdziwiłyśmy się obie.
- Tak o Marcie! Głuche jesteście? O mojej dziewczynie! Wyjechała dzisiaj rano. Nawet się nie pożegnała. Zostawiła tylko list.
- List? – spytała Blum zaskoczona.
- Mathias…. Tak mi przykro – powiedziałam, wyciągając rękę w jego stronę. Najdelikatniej jak potrafiłam ścisnęłam jego dłoń. Odwzajemnił uścisk i popatrzył mi prosto w oczy.
- Napisała, że mi dziękuje. Że spędziła ze mną wspaniałe miesiące, ale to koniec. To czas dla niej na nowe życie…
                Do stolika podeszły Jessica i Dorcas. Postawiły przed nami kremowe piwa i usiadły obok. Zapadła niezręczna cisza.
- Rozchmurz się – powiedziała Blum. – Jutro wielki dzień…Zobaczysz, wszyscy będziemy się świetnie bawić. Poleje się alkohol… Wyluzujesz, może kogoś poznasz.
                Nieśmiało się uśmiechnęłam. Przypominajka na moim palcu zajęła się czerwonym dymem.


                Dawno już zapadł zmrok, kiedy uścisnęłam moją przyjaciółkę na skraju zakazanego lasu. Rubi wyglądała jak zwykle, miała na sobie czarną, skórzaną kurtkę, czarne rajstopy, botki na wysokim obcasie i fioletową tunikę. Szeroko uśmiechnęła się na mój widok. Spojrzałam na zegarek.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – powiedziałam. – To już za kilka minut…
                Dziewczyna zaśmiała się, pocałowała mnie w policzek i z gracją wskoczyła na gałąź rosnącego obok  drzewa.
- Dzięki Lilka, ale ja chyba nie powinnam obchodzić już tego święta. W końcu już się nie starzeję…
- Daj spokój, zasłużyłaś na porządny, urodzinowy prezent.
                Wyciągnęłam ku niej niewielkie pudełeczko, które z zaciekawieniem szybko otworzyła. Bez zastanowienia założyła na rękę złotą bransoletkę jaką wypatrzyłam dla niej podczas wizyty w Hogsmade.
- Jest śliczna – powiedziała z uśmiechem – Dziękuję, Lily. A wiesz, że widziałam się dzisiaj z Severusem? Kupił mi dziennik. Powiedział, że ty tak bardzo lubisz w nim pisać, więc może mnie też się spodoba. Uznał, że zapisywanie każdego dnia swojej wieczności, to całkiem niezły pomysł.
                Zaśmiałam się. W sumie czemu nie? Rubi mogła przeczytać te notatki np. za sto lat i mieć całkiem niezły ubaw.
- No a moja siostra? – spytała Rubi – Słyszałam, że urządza imprezę…
- Tak, jutro. Wpadniesz? – chociaż domyślałam się jaka będzie odpowiedź uznałam, że wypada zapytać. Tak jak się spodziewałam, dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Blum by tego nie chciała. Będę świętować ten dzień w samotności. Chociaż może też zaproszę kilku znajomych. Sev powiedział, że może wpadnie. Co prawda zaprosiła go Blum, ale powiedział, że raczej odpuści.
- No tak… Takie imprezy są nie w jego stylu – westchnęłam, chociaż żałowałam, że przyjaciel nie powiedział mi tego osobiście.


                Muzyka grała głośno a ja poruszałam się w jej rytm. Czułam na swoim biodrze rękę Jamesa, ale wyjątkowo mi to nie przeszkadzało. Towarzyszył mi przez cały wieczór. Wspominał coś o tym, że nie może już patrzeć na obściskujących się cały czas Jessicę i Syriusza. Doskonale go rozumiałam.
                Blum była zachwycona prezentami, które dostała. Równo o północy skrzaty przywiozły olbrzymi tort w kształcie różowej gitary. Wznieśliśmy toast za jubilatkę. Dopiero wtedy impreza zaczęła się na poważnie. Ktoś jeszcze bardziej podkręcił muzykę, a na parkiecie zrobiło się tłoczno. Siedziałam na kanapie między Syriuszem a Jamesem, którzy na pół obalali butelkę ognistej whisky. Kiedy byli już w połowie przyłączyły się do nich Dorcas i Blum. Jessica nie chciała być gorsza, ale udało jej się wypić tylko pół szklanki. Posłałam uśmiech Remusowi, który patrzył na wszystko z zażenowaniem.
- Zatańczymy? – spytałam go
                Kiedy wyszliśmy na parkiet akurat poleciała wolniejsza piosenka. Objął mnie w pasie i powoli zaczęliśmy się kołysać. Nie czułam się ani trochę niezręcznie. W końcu był moim przyjacielem od prawie czterech lat. Nie mogłabym być skrępowana przy najnormalniejszym z Huncwotów.
- Łapa i Rogacz są czasem okropni – powiedział spoglądając w stronę stolika, na którym właśnie pojawiła się druga butelka. Z ulgą zauważyłam, że Dorcas przerzuciła się na kremowe piwo, a koło Blum pojawił się Śnieżyca. Obejmował ją ramieniem, ale jej to ani trochę nie przeszkadzało w dalszym picu.
„Niech się bawi” – pomyślałam. W końcu nie mogło jej to zaszkodzić, a piętnaste urodziny to już całkiem poważna sprawa. Zasłużyła na to, żeby się zabawić.
- Miałaś ostatnio jakieś wiadomości od Ann? – pytanie Remusa wybudziło mnie z moich rozmyślań. Zaśmiałam się w duchu. To niewiarygodne, że wciąż nie zapomniał o tej uroczej blondynce – siostrze swojego przyjaciela.
- Z tego co wiem, to układa jej się w Bexabuntos – powiedziałam. – Pisała mi, że tęskni, ale znalazła nowych znajomych… No i nie ma tam Jamesa.
                Remus zaśmiał się cicho. To właśnie ceniłam w nim najbardziej – inteligencję i poczucie humoru.
- Mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć się z nią w wakacje – powiedział.
- Mnie też… Lunatyku, mogę o coś zapytać? – uśmiechnęłam się niewinnie. Uznałam, że to odpowiedni moment, żeby wyciągnąć z niego prawdę.
- Pewnie Lily, wal – odparł.
- Było coś między wami?
                Tym razem się nie śmiał, tylko pokręcił przecząco głową. Mogłam się tylko domyślać, że żałuje. Czyli moje przypuszczenia się potwierdziły i żywił jednak do Ann jakieś głębsze uczucia.
- Chciałem coś zrobić żeby zbliżyć się do niej, ale wtedy ona zaczęła się oddalać – powiedział powoli. – Wyjechała zanim zdążyłem.
- ODBIJAMY! – poczułam na ramieniu rękę Jamesa. Muzyka przyspieszyła a my zaczęliśmy się bujać się w jej rytm tak jak wcześniej. Zauważyłam, że Remus wrócił do stolika. Byłam ciekawa, czy Syriuszowi uda się go namówić na ognistą, musiałam się jednak skupić na Jamesie. Czuć było od niego alkohol i miałam niejasne wrażenie, że z każdym kolejnym kawałkiem, jego ręce na moim ciele, przesuwają się coraz śmielej w dół.
- Jestem zmęczona – powiedziałam i ruszyłam w stronę foteli.
                James ruszył za mną i kiedy tylko wyszliśmy z tłumu przyparł mnie do ściany. Oczy mu błyszczały, a szeroki uśmiech nie schodził z jego twarzy, która moim zdaniem znajdowała się zdecydowanie zbyt blisko mojej.
- Lily… Jesteś taka piękna… - chyba starała się by jego głos brzmiał kusząco, nie bardzo mu to jednak wyszło.
- Chyba wypiłeś trochę za dużo Ognistej, James – powiedziałam starając się ruszyć, on jednak nie pozwolił mi na to.
- To prawda… Jesteś wyjątkową… Najwspanialszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem… Cały rozpływam się na twój widok… Nawet nie wiesz jak na mnie działasz…
- Na pewno nie tak jak alkohol – odparowałam. – Masz za słabą głowę żeby tyle pić.
- To słodkie, że tak się o mnie troszczysz – jego wzrok stawał się coraz bardziej zamglony. – Kocham cię Lily.
                Jego usta gwałtownie zbliżyły się do moich poczułam smak jego warg, poczułam smak whisky. Jego język przesunął się po moich zębach. Odepchnęłam go od siebie.
- Zwariowałeś?! – warknęłam.
                Słyszałam jak coś za mną krzyczy, ale nie chciałam tego słuchać. Pijany Potter to ostatnie czego potrzebowałam do szczęścia. Wyślizgnęłam się z Pokoju Wspólnego i ruszyłam korytarzem, starając się omijać patrolujących korytarze nauczycieli.
                Ruszyłam po schodach. Po kilku minutach dotarłam na wierzę astronomiczną. Tak jak się spodziewałam zobaczyłam tam Mathiasa. Zadrżałam gdy poczułam zimny powiew powietrza.
- Tak myślałam, że cię tu znajdę – powiedziałam, podchodząc do niego. – Słabo bawiłeś się na imprezie?
                Chłopak uśmiechnął się na mój widok.
- Nie miałem nastroju, posiedziałem trochę, ale dziki taniec w tłumie nie jest raczej w moim stylu, a pić z Huncwotami też nie zamierzałem… Ale ty chyba całkiem nieźle zabalowałaś, co? Widziałem cię z Potterem.
- Ta… Właśnie się od niego zmyłam – widząc jego pytające spojrzenie, zajęłam miejsce obok niego na murku. – Trochę za dużo z Blackiem wypili.
- Przywalał się do ciebie? – spytał podejrzliwie
- Trochę… Ale nie ma się czym przejmować.
                Zapadła niezręczna cisza. Patrzyłam na ośnieżone błonia i wsłuchiwałam się w szum wiatru.
- Blum nawet nie zauważyła, ze wyszedłem – powiedział Mathias. Wziął mnie za rękę i nagle znaleźliśmy się strasznie blisko siebie.
- Wydaje mi się, że ona i Śnieżyca byli bardzo zajęci sobą…
- Cholera, Lily nie mam już nikogo. Marta wyjechała, Rubi włóczy się gdzieś z jakimiś podejrzanymi typami, Blum jest już prawie dorosła… W dodatku Kitty powiedziała mi dzisiaj, że zostaje tylko do Wielkanocy.
- Jak to? – zdziwiłam się.
- Podobno stan McGonnagall poprawił się, a ona sama też ma jakieś zobowiązania u siebie w domu.. W Stanach…
                Popatrzyłam na niego. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć więc tylko delikatnie go objęłam.
- Ja wiem, że nie powinienem narzekać, normalnie nie zostaje tak długo. Niby wiem, że ma swoje życie i tak dalej, ale jednak… Cholernie mi przykro, wiesz? No bo dlaczego to jest kurwa takie niesprawiedliwe? Co ja takiego zrobiłem, że wszyscy, do których się przywiązuję ode mnie odchodzą?
- Mathias… - brakowało mi słów. Tak bardzo chciałam go jakoś pocieszyć. Jego błyszczące oczy patrzyły na mnie z nadzieją. Ku mojemu zaskoczeni odkryłam, że trzymam go mocno za ręce. Rozluźniłam uścisk i dotknęłam jego policzka. Był cały rozpalony. Niemal słyszałam przyspieszone bicie mojego serca.
- Nie chcę w końcu zostać całkiem sam – wychrypiał cicho.
- Nie jesteś sam – odparłam w końcu. – Nigdy nie będziesz. Masz mnie.
                Było inaczej niż z Jamesem, tym razem to się stało z mojej własnej woli. Poczułam ulgę i niewyobrażalny spokój, kiedy zatopiłam się w tym pocałunku. Moje wargi i język szalały z ekscytacji, znów penetrując tak dobrze znany sobie teren. Poczułam ręce Mathiasa w moich włosach. To było takie cudowne. Nie przeszkadzało mu, że jestem trzy lata młodsza, że jestem przyjaciółką jego siostry, jego byłą a nawet to, że wciąż byłam spocona po tańcu z Potterem. Liczyła się tylko chwila. Moje ręce oplatające jego szyję, jego miękkie wargi i silne męskie dłonie, dotykające z czułością mojego ciała.
- Kocham Cię Lily – powiedział i znów było całkiem inaczej niż z Potterem. Tym razem wiedziałam, że słowa te są prawdziwe. 

18.09.2012

Przypominajka


                Był sobotni poranek. Z ponurą miną usiadłam naprzeciwko Huncwotów i bez słowa zabrałam się za przeżuwanie tosta z szynką i ketchupem.  Cała sala przystrojona była na czarno. Nie musiałam o nic pytać. Wszystko stało się jasne, kiedy wczoraj, późnym wieczorem, nad zakazanym lasem pojawił się mroczny znak. Kilka godzin później, jej ciało przeniesiono do zamku. Z tego co udało nam się dowiedzieć, jako pierwsze znalazły je centaury. Dumbledore powiedział nam tylko, że użyto na niej wyjątkowo groźnych zaklęć. Gdyby nie bransoletka z imieniem – prezent od babci, który miała w zwyczaju zawsze nosić na nadgarstku lewej ręki – pewnie trudno by było ją zidentyfikować. Potem dyrektor nie miał już dla nas więcej czasu. Chciał osobiście powiadomić jej rodziców. Przed wyjazdem ze szkoły, powiedział nam jeszcze, że jeśli będziemy chciały z kimś porozmawiać, profesor Spears na pewno chętnie się nami zajmie. Żadna z nas jednak nie skorzystała z tej propozycji.
 Inni ludzie, znajdujący się w Wielkiej Sali, byli tak samo milczący jak my. Rozmawiano tylko ściszonym głosem. Całkiem jakby wszyscy chcieli uszanować naszą żałobę. Nieświadomie patrzyłam w kierunku drzwi. Ocknęłam się dopiero gdy moje spojrzenie napotkało znajome, ciemne tęczówki.
Severus Snape spoglądał przez chwilę z niepewnością w moim kierunku. Domyślałam się, ze to z powodu siedzących obok mnie Huncwotów zdecydował się podejść tylko na chwilę.
- Bardzo mi przykro Lily – powiedział. – Wiem, że się przyjaźniłyście. Mieszkała w twoim dormitorium. Mam rację?
                Skinęłam głową. Wydawało mi się, że słyszę jak Rogacz rzuca jakąś niewybredną uwagę, a  Syriusz mu wtóruje, ale nie przejęłam się tym.
- Cała szkoła już wie? – spytałam
- Mnóstwo osób zaangażowało się w poszukiwanie – odparł Severus. – Nie trudno było się domyślić o kogo chodzi, gdy zobaczyliśmy ten symbol… - urwał na chwilę i ściszył głos. – Niektórzy w Slytherinie mówią, że miała nie czystą krew, dlatego tak skończyła. Podobno Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać gardzi ludźmi z niemagicznych rodzin.
- Rodzice Emily to czarodzieje – odpowiedziałam marszcząc brwi. – Jestem tego pewna.
- To tylko plotka Lily. Może dziewczyna znalazła się po prostu w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie? Skąd mam to wiedzieć? Tak czy inaczej, uważaj na siebie, dobrze?
                Skinęłam głową i odprowadziłam go spojrzeniem do stołu Ślizgonów, gdzie zajął miejsce obok Averego i dwóch innych szóstoklasistów, za którymi nie przepadałam.
- Czy Smarkerus nie może zostawić cię w spokoju nawet w taki dzień? – spytał James, z niezadowoleniem bawiąc się swoją jajecznicą.
- On ma imię – powiedziałam cicho, jednocześnie ignorując zaczepkę. Chłopak parsknął cicho, ale potem zamilkł. Nie byłam już głodna. Proszącym wzrokiem spojrzałam na siedzącą przy mnie Dorcas. Ona też niewiele zjadła. Mimo tego razem poszłyśmy do dormitorium.


                Zadania na weekend dostałyśmy niewiele. Szybko więc się z tym uporałam i miałam cały dzień żeby myśleć o tym, co powiedział mi Severus. Może powinnam zacząć się bać, jednak z jakiegoś powodu za murami Hogwartu czułam się całkowicie bezpieczna. Coś mi mówiło, że Emily musiała opuścić jego teren. Coś na pewno sprawiło, że postanowiła wybrać się gdzieś dalej. Mogłam się tylko domyślać, że zobaczyła coś, nieprzeznaczonego dla jej oczu.
                Zaraz po obiedzie udałam się do sowiarni. Korzystając z wolnego czasu naskrobałam dłuższy list do rodziców i krótszy, ale nie mniej wylewny do Ann. Z tym pierwszym wysłałam Anastazję, drugi przywiązałam do nóżki brązowej szkolnej płomykówce. Miałam nadzieję, że odnajdzie właściwą drogę i się nie zgubi. Nie chciałam mieć ptaka na sumieniu. Do tej pory nie mogłam się pozbyć myśli, że gdybym wtedy obudziła dziewczyny i powiedziała im, że Emily nie ma w łóżku, mogłoby nam się udać odnaleźć ją żywą.
                Miałam już wracać do dormitorium gdy nagle drzwi otworzyły się i prawie wpadłam na obściskującą się parę. Wysoki brunet trzymał za pośladki znajomą blondynkę i namiętnie wpijał się w jej usta. Widząc to omal nie wrzasnęłam.
- Syriusz? Jess?!
                Jak oparzeni odskoczyli od siebie. Któreś z nich wykrzyknęło moje imię. Wydawali się być zmieszani. Twarz dziewczyny natychmiast spłonęła rumieńcem. Nigdy wcześniej nie widziałam jej takiej czerwonej.
- Nie przeszkadzajcie sobie – mruknęłam i czym prędzej opuściłam pomieszczenie. Ja także czułam się zażenowana. W dodatku nie wiedziałam co powinnam zrobić z tym co widziałam. Powiedzieć Dor? Byłam pewna, że żywi do Syriusza jakieś głębsze uczucia. Poczuje się zraniona, ale nie mogłam tego przed nią ukrywać. Lepiej żeby dowiedziała się ode mnie niż od jakiejś szkolnej plotkary lub co gorsza z ust samej Newton.


                Blum nie widziałam do końca dnia, podobno cały wolny czas spędzała ze Śnieżycą, Alice nie wiele obeszła moja nowina, a Dorcas była tak poruszona, że do późna nie mogła zasnąć. Kiedy jednak w końcu wpadła w objęcia Morfeusza ja cichaczem wymknęłam się z pokoju i ruszyłam w stronę lasu. Dochodziłam już do jego skraju kiedy Rubi wyszła mi naprzeciw.
- Już myślałam, że nie uda ci się wyrwać – powiedziała.
- Dumbledore kazał nauczycielom na zmianę pilnować korytarzy – powiedziałam. – Wydaje mi się, że jego też odrobinę przeraziła śmierć Emily. To stało się tak blisko szkoły… Ale właściwie większy problem miałam z Dor. Ma złamane serce i trochę zajęło zanim mogłam bezpiecznie opuścić dormitorium.
                Dziewczyna zaśmiała się cicho. Spacerem ruszyłyśmy wokół zamku. Miałam nadzieję, że nikt nas nie zauważy.
- Próbowałam się trochę zorientować w sytuacji – powiedziała Rubi po chwili. – Rozmawiałam z paroma… Stworzeniami. Głównie z centaurami i leśnymi nimfami. Są pewni, że oni nie zabili Emily na terenie lasu. Musieli ją wyciągnąć gdzieś znacznie dalej. Tacy jak oni mają bardzo dobry słuch… Poza tym wyczuwają czarną magię i obcych na ich terenie. To niemożliwe żeby coś takiego uszło ich uwadze.
- Myślisz więc, że po prostu porzucili tam jej ciało? – spytałam wstrząśnięta.
- Jestem tego pewna. Próbowałam też wypytać driady z jeziora, ale twierdzą, że niczego nie słyszały, ani nie widziały tamtej nocy – westchnęła. – To frustrujące. Tak naprawdę Emy pewnie umówiła się z kimś z Hogsmeade i wpadła na tych szaleńców…
- Boisz się?
- Ja? Ja nie mam czego. Jestem czystej krwi i wiem gdzie nie należy łazić po zmroku. Poza tym zwykłą avadą mnie nie zabiją.
- Masz szczęście – stwierdziłam.
- Tak Lily – Rubi zaśmiała się kpiąco. – Diabelne.


- Sto lat! Sto lat! Niech żyje żyje naaaam!!!
                Przetarłam oczy i wybałuszyłam je na moich przyjaciół zgromadzonych wokół mojego łóżka. Wszyscy mieli na głowie urodzinowe czapeczki, a tuż przed moim nosem znajdował się olbrzymi czekoladowy tort z białą, cukrową lilią na samym środku, otoczoną piętnastoma płonącymi świeczkami. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że oni wcale nie zwariowali. To był dzień moich urodzin! Przez tą sprawę z Emily, całkiem o nich zapomniałam.
                Po raz pierwszy od kilku dni zaśmiałam się i zdmuchnęłam świeczki. Zaczęli bić brawo i wiwatować. Spojrzałam na nich z uśmiechem. Była szósta rano, ale wszyscy byli przy moim łóżku. Huncwoci, Blum i Śnieżyca, Alice, Mathias,  a pomiędzy Dorcas i Jessicą stała uśmiechnięta Rubi. Brakowało tylko Severusa, ale byłam pewna, że i on złoży mi życzenia kiedy tylko opuszczę wierzę Gryffindoru.
- Wszystkiego najlepszego Liluś!
                Uśmiechnęłam się do Jamesa. Nie zamierzałam być na niego zła w taki dzień jak ten. Wiedziałam, że tym razem nie chciał mnie zdenerwować. Były to całkiem szczere słowa. Próbowałam im powiedzieć jacy są wspaniali, ale wtedy zaczęli zasypywać mnie prezentami. Poza masą słodyczy dostałam ślicznie pachnące perfumy od Dorcas, książkę o związkach damsko-męskich od Jess, zestaw kosmetyków do makijażu od Rubi i naszyjnik w kształcie serca od Blum i Śnieżycy.
- Zmienia kolor w zależności od emocji jakie się w tobie gotują – wyjaśniła Blum. – Śliczny, prawda?
                Oczywiście przytaknęłam. Naprawdę mi się podobał. Blum miała wyjątkowo dobry gust jeśli chodzi o takie błyskotki.
- Poza tym będzie cię ostrzegał przed niebezpieczeństwem – Śnieżyca zaśmiał się cicho na widok mojej miny. – Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała się przekonywać jak się spisuje w tej funkcji.
                Od Huncwotów dostałam lusterko ze sklepu Zonka, w odbiciu którego zamiast swojej widziałam twarze różnych znanych czarownic, zestaw samopiszących piór i małe drzewko w doniczce, z którego zamiast owoców można był zrywać fasolki wszystkich smaków. Kiedy wszyscy stłoczyli się wokół niego, Mathias wcisnął mi do ręki niewielkie pudełeczko. Wyjęłam z niego srebrny pierścionek, który zamiast kamienia miał niewielką szklaną kulkę, wypełnioną zmieniającym barwy dymem.
- To przypominajka – powiedział chłopak patrząc na mnie z uśmiechem. – Żebyś nigdy o mnie nie zapomniała. 

17.09.2012

Tajemnicze zniknięcie


Starcie z Filchem i nocna wizyta w gabinecie dyrektora skończyła się lepiej niż mogłam przypuszczać. Dostaliśmy tygodniowy szlaban i odjęto Gryffindorowi dwadzieścia pięć punktów. Ze smutkiem przyznaję, że nawet nie zrobiło mi się przykro. Szczególnie, że kiedy wreszcie zostaliśmy odesłani do łóżek miałam okazję by porozmawiać chwilę z Mathiasem. Długo wahałam się jak zacząć ten temat. Domyślałam się, że będzie to jak chodzenie po cienkim lodzie, jednak nie mogłam się powstrzymać.
- Pamiętasz jeszcze jak byliśmy parą? – spytałam uśmiechając się lekko.
- Pewnie. To były jedne z najlepszych miesięcy mojego życia – zaśmiał się, ale zaraz zasłoniłam mu usta. Nie potrzebowaliśmy odjęcia kolejnych punktów.
- Mówiliśmy sobie wtedy praktycznie o wszystkim – kontynuowałam subtelnie.
- A teraz nie mówimy? – nie jestem pewna czy tylko udawał zdziwienie czy naprawdę był zaskoczony.
- Mogę ci zadać pytanie?
- Oczywiście.
- Bardzo prywatne pytanie?
- Jak najbardziej. Nie krępuj się.
                To mi wystarczyło. Postawiłam wszystko na jedną kartę i wypaliłam.
- Co cię łączy z profesor Spears?
                Mathias zatrzymał się i popatrzył na mnie poważnie. Serce stanęło mi na kilka sekund, ale on tylko wybuchnął jeszcze głośniejszym niż wcześniej śmiechem. Ręce mi opadły. No i po co było się tak denerwować.
- Lily… Lil…. Co ty sobie wyobrażałaś? – ledwo udało mu się wydusić to zdanie. Postanowiłam poczekać aż się uspokoi. – Nie myślałaś chyba, że wdałem się w jakiś romans z nauczycielką czy coś?
- Nie wiem co myślałam, po prostu… Widziałam jak z nią rozmawiasz, zwracałeś się do niej po imieniu, umawialiście się na sobotę…  Mówiłeś do niej po imieniu…
- Lilka ja cię błagam! Brzmisz tak poważnie! Pewnie jeszcze zaniepokoiło cię zachowanie mojej siostry, co? – jeszcze raz parsknął śmiechem. – Kitty jest kimś w rodzaju mojej przyjaciółki.
                Ruszył powoli korytarzem, a ja chcąc nie chcąc poszłam za nim. Nic nie mówiąc czekałam aż się uspokoi. Miałam nadzieję na dalszą część tej historii. W końcu skręciliśmy na schody prowadzące do wierzy Gryffindoru.
- Poznałem ją kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Blum była bardzo mała, tak niewiele wtedy rozumiała a Kitty… Pojawiła się znikąd i z jakiegoś powodu chciała stać się częścią mojego życia. Na początku nie chciałem jej na to pozwolić. Byłem niesfornym dzieciakiem, często wymykałem się z domu, robiłem co chciałem. Nie zawsze było to legalne. Właśnie wtedy mi towarzyszyła. Łaziła za mną aż sam nie zacząłem pożądać jej towarzystwa. Unikała jednak kontaktu z moją rodziną. Chyba tylko raz rozmawiała z matką, nie podała jednak swojego prawdziwego imienia. Służyła mi pomocą i radą zawsze wtedy kiedy ich potrzebowałem. Minęło kilka tygodni a ja niesamowicie się do niej przywiązałem. Niewiele o sobie mówiła, ale czułem się przy niej dobrze. Przeżyłem szok kiedy pewnego dnia po prostu zniknęła.
- Nie rozumiem…
- Pożegnaliśmy się późnym wieczorem . Wróciłem do domu a ona jak zwykle poszła w swoją stronę, nie wiedziałem gdzie. Następnego dnia się nie pojawiła. Próbowałem jej szukać ale nigdzie jej nie było. Bardzo to przeżyłem. Byłem zrozpaczony ale potem moje uczucia zmieniły się we wściekłość. Tylko że ona całkiem zniknęła kiedy kilka miesięcy potem, stanęła przede mną na ulicy jak gdyby nigdy nic. Wyjaśniła mi wtedy, że nie może zostać ze mną zawsze. Że musiała odejść bo była potrzebna gdzie indziej. Została ze mną trzy tygodnie, ale tym razem się pożegnała. Pamiętam, że nie przespałem wtedy nocy, nie mogłem zasnąć… Miałem może z siedem lat? Ale zanim poszedłem do Hogwartu spotkałem się z Kitty jeszcze trzy razy. Potem dwa. Raz podczas wakacji i raz w czasie ferii. Ostatnio ponad dwa lata temu. Byliśmy wtedy parą, opowiadałem jej o tobie…
- Same dobre rzeczy mam nadzieję.
- Oczywiście – uśmiechnął się. – Sama widzisz, że jeśli chodzi o Kitty to naprawdę nie masz się czym martwić. Blum strasznie to przeżywa bo czuje się odsunięta na bok. Mniej ważna. Nie powinno tak być, ale nie mogę nic zrobić z jej zazdrością. Kitty przyjeżdża tak rzadko a miło czasem pogadać z kimś o moich problemach, a nie o cudzych.
- Mhmm… - nie bardzo wiedziałam co powinnam powiedzieć.
- Nie zrozum mnie źle. Kocham Blum, ale dla niej jestem starszym bratem, oparciem i pomocą. Rzadko rozmawiamy o tym co mnie leży na sercu. Chyba że akurat coś jej się nie spodoba.
- Wiem jaka jest Blum.
- Więc wiesz co czuję.
                Już od dłuższego czasu staliśmy przy schodach do sypialni dziewcząt. Nadszedł czas by powiedzieć sobie dobranoc. Pocałowałam więc Mathiasa w policzek i weszłam do swojego dormitorium. Z pięciu łóżek tylko dwa były zajęte – te należące do Dorcas i Jessici. Byłam ciekawa gdzie jest Emily, znikanie w nocy nie było w jej stylu, ale uznałam, że może nie mogła zasnąć więc poszła się przejść albo wręcz przeciwnie – zasnęła nad książkami w bibliotece. Zerknęłam jeszcze na zegarek – było dziesięć po pierwszej. Już dawno powinnam spać jeśli chciałam wstać na śniadanie. Wślizgnęłam się do łóżka i już po kilku minutach wpadłam w objęcia Morfeusza.


                Rudowłosa wampirzyca siedziała na skraju łóżka pewnego blondyna już od kilku minut. Jej palce delikatnie przesuwały się po jego półdługich włosach. Wyglądał tak spokojnie kiedy spał. Lewą rękę wsadziła w jego dłoń a ta odruchowo się na niej zacisnęła. Uśmiechnęła się do siebie. Ich rodziny ich sobie przeznaczyły, tak więc musiał chcieć także los. Byli dla siebie idealni, nie było innej możliwości. Pasowali do siebie jak dwa elementy tej samej układanki, dwie połówki jabłka. Była tego pewna. Tak bardzo chciała tylko to poczuć. Móc w końcu połączyć się z nim w całość. Gdyby tylko pochodziła z innego środowiska, z innej rodziny… Jej matka i ojciec z pewnością by tego nie pochwalili za te myśli, Mathias też nie. Zapewne nawet Stella by jej nie poparła a i sam Śnieżyca raczej nie zgodziłby się na zbliżenie z nią. Co innego gdyby był np. Blackiem. Po szkole od dawna chodziły plotki, że chociaż miał dopiero czternaście lat, już dawno „zaliczył” kilka starszych dziewczyn. Nie wiedziała czy to prawda, ale była skłonna uwierzyć.
                Zbliżyła swoje wargi do jego ust i delikatnie je musnęła. Chłopak poruszył się przez sen. Po sekundzie wahania pocałowała go bardziej zdecydowanie. Otworzył oczy i zaczął oddawać jej pocałunki. Minęła dłuższa chwila zanim oderwali się od siebie.
- Co ty tu robisz? – spytał szeptem, nie chcąc budzić swoich współlokatorów.
- Alice powiedziała, że chce pobyć trochę w samotności, ale ja… Jestem dzisiaj bardzo spragniona towarzystwa.
                Chłopak zerknął na zegarek stojący na szafce nocnej i pokręcił głową ze znużeniem.
- Jest wpół do trzeciej w nocy.
- To całkiem dobra godzina na niektóre rzeczy – odparła uśmiechając się przekornie. Palcami delikatnie muskała jego obojczyk.
- Kochanie…
- Mogę z tobą spać? – spytała prostując się nagle. Chłopak wyglądał jakby miał zaprotestować, ale uległ jej spojrzeniu,  w którym wyczuł nutkę błagania. – Proszę… Wiem, że wiele się zmieniło, ale ja wciąż potrzebuję bliskości. Chociaż odrobinę.
                W odpowiedzi pocałował ją delikatnie i pogładził po głowie. Wślizgnęła się pod jego kołdrę i przytuliła do jego piersi. On objął ją mocno i zaczął wdychać owocową woń jej włosów. Wyczuwał malinę, mango i szczyptę marakui.
- Kocham cię Blum – powiedział.
- Kocham cię Śnieżyca.


                Było jeszcze przed szóstą kiedy zbudził mnie głos Alice.
- Dziewczyny wstawajcie! Dziewczyny! Gdzie Blum i Emily?
- Co? O czym ty mówisz? – Dorcas już siedziała na łóżku kiedy się podniosłam. Dopiero po kilku sekundach doszło do mnie, że dwóch naszych koleżanek nigdzie nie ma.
- Em kładła się razem z nami – powiedziała Jessica przecierając oczy. Przecież widziałaś, prawda Dor?
                Brunetka gwałtownie skinęła głową.
- I na pewno zasnęła przede mną. Jestem o tym w stu procentach przekonana, bo długo nie mogłam zasnąć. A Blum przecież była z tobą?
- Rozdzieliłyśmy się po północy. Chciałam trochę spokojnie pomyśleć, pobiegać… Powiedziała, że pospaceruje chwilę i wróci do dormitorium.
- Wiesz jaka jest Blum… Szybko zmienia zdanie… Może coś odciągnęło jej uwagę?
- To całkiem możliwe – poparła mnie Dorcas - A Emily pewnie po prostu wcześnie wstała i poszła do sowiarni czy coś…
- Przechodziłam koło sowiarni, nie było jej tam – powiedziała Alice. Chyba zauważyła, że patrzę na nią z powątpiewaniem, bo po chwili dorzuciła. - Po prostu mam wrażenie, że stało się coś złego.
                Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na dziewczyny. Moje spojrzenie spotkało się z oczami Dorcas i Jessici.
- Kiedy wracałam po pierwszej ze spotkania z Rubi, Emy już nie było – powiedziałam cicho. – Pamiętam, że pomyślałam wtedy, że może poszła się przewietrzyć czy coś…
- Musimy poszukać ich obu – zarządziła Alice.
                Wszystkie ponuro skinęłyśmy głowami. Nie czekając na zachętę zwlokłam się z łóżka i jako pierwsza poszłam do łazienki.


                Poszukiwania nie przyniosły żadnych efektów. Wręcz przeciwnie. Nie mogłyśmy znaleźć też Huncwotów i Śnieżycy. Alice robiła się coraz bardziej nerwowa, ale nic nie mogłam na to poradzić. Do lekcji zostało nam bardzo niewiele czasu więc pobiegłam do dormitorium po potrzebne książki i wraz z Dorcas ruszyłam do sali. Jessica zdecydowała się pomóc pannie Jamano przetrzepać resztę szkoły i błonia.
                Do Sali weszłyśmy jakąś minutę przed rozpoczęciem lekcji. Zaśmiałam się cicho gdy zobaczyłam Blum siedzącą w pierwszej ławce, centralnie przed biurkiem nauczyciela. Czyżby szykowała się do jakiejś wojny.
- Wszędzie cię szukałyśmy – powiedziała Dorcas, siadając w ławce za nią. – Alice wszczęła nad ranem alarm, że nigdzie cię nie ma. Martwiłyśmy się.
                Blum zaśmiała się promiennie.
- Cała Alice. Wszystkim za bardzo się przejmuje. Poszłam do Śnieżycy, do rana siedziałam w jego dormitorium, a potem zjedliśmy śniadanie ze skrzatami w kuchni. A czego się spodziewałyście?
                Wzruszyłam ramionami. Sama nie wiedziałam. Wyciągnęłam swoje notatki z ostatnich lekcji i zaczęłam je przeglądać. Ziewnęłam. Zdecydowanie się nie wyspałam. Nocne spotkania z Rubi i pogawędki z Mathiasem to zdecydowanie nie był najlepszy pomysł.
- A gdzie jest Emily? – pytanie Dorcas sprawiło, że podniosłam wzrok.
- A skąd ja mam to wiedzieć? – spytała Blum. – Co, ona też zniknęła?
                Skinęłam głową. Żadna z nas się już nie odezwała, bo profesor Spears weszła do klasy.
- Witajcie moi drodzy. Przepraszam za spóźnienie, ale ktoś przetransmutował schody na trzecim piętrze w gumową zjeżdżalnię i musiałam się tym zająć – nauczycielka uśmiechnęła się dobrotliwie. – To zapewne Huncwoci, widzę, że ich dzisiaj z nimi nie ma. To zrozumiałe, mieli pracowity poranek.
                Rozejrzałam się po klasie. Rzeczywiście, chłopaków nigdy nie było. To zaskakujące, że nie zauważyłam wcześniej tego spokoju w sali. Nauczycielka sprawdziła do końca obecność po czym spytała czy ktoś nie zechciałby może przypomnieć wszystkim co robiliśmy na ostatniej lekcji. Ku mojemu zaskoczeniu zgłosiła się Blum, która nie tylko wszystko wyrecytowała z pamięci ale i bezbłędnie zaprezentowała trzy ostatnie czary, których się uczyliśmy.
- Wiedziałam, że jest dobra, ale to już przesada – mruknęła Dorcas, a ja zaśmiałam się cicho. Domyślałam się, że Blum próbuje udowodnić coś nowej nauczycielce, tej jednak uśmiech nie znikał z twarzy.
- Znakomicie panno Ryan. Ocena wybitna i dziesięć punktów dla Gryffindoru. Zawsze wiedziałam, że masz potencjał, nie zmarnuj tego, moja droga. A teraz pora przejść do lekcji. Zaczniemy dzisiaj całkiem nowy temat a mianowicie metamorfomagię. Proszę bardzo czy ktoś wie już kim jest metamorfomag? Może przeczytaliście coś w wolnym czasie? O jak wspaniale! Proszę panno Ryan.


Późnym wieczorem całą piątką stanęłyśmy przed gabinetem dyrektora. Dziewczyny wpadły w lekką konsternację gdy odkryły że hasło się zmieniło od ostatniego razu kiedy tu były, ale ja szybko powiedziałam „dyniowe paszteciki” i weszłam do środka zanim ktokolwiek spytał skąd to wiedziałam. Nie miałam jeszcze okazji opowiedzieć dziewczynom o mojej nocnej wpadce i czułam, że odpowiedni czas na to przyjdzie później. Teraz priorytetem była sprawa Emily, której już prawie dobę nikt nie widział.
Profesor Dumbledore pomimo późnej pory siedział za swoim biurkiem przeglądając jakieś księgi. Widząc nas uśmiechnął się szeroko i wyciągnął ku nam paczkę fasolek wszystkich smaków.
- Witajcie łasuchy. Macie może ochotę?
                Zgodnie pokręciłyśmy głowami, więc dyrektor schował paczkę do szuflady, zamknął księgę i spojrzał na nas poważnie.
- Widzę, że coś się stało dziewczęta. Siadajcie szybko i powiedzcie mi wszystko.