Kolejne
tygodnie mijały nam zaskakująco szybko. Cały czas starałyśmy się przyzwyczaić
do wolnego łóżka, które stało w naszym pokoju. Rodzice Emily przyjechali po jej
ciało dzień po moich urodzinach. Żadna z nas nie była na pogrzebie, który odbył
się w jakiejś niewielkiej miejscowości niedaleko Oxfordu gdzie mieszkali
obecnie jej rodzice. Mimo tego przeżywałyśmy żałobę na swój sposób. Widziałam
jak dziewczyny przystawały czasem w niektórych miejscach w szkole, jakby
właśnie sobie coś przypomniały. Myślały wtedy o niej. Wiedziałam to bo miałam
dokładnie tak samo. Czasem po prostu czułam jakby wciąż była wśród uczniów
Hogwartu. Wydawało mi się, że widzę ją, siedzącą na błoniach, czy przy wejściu
do biblioteki. Obrazy te napawały mnie melancholią, która ogarnęła chyba
zresztą większość szkoły.
Wraz
z początkiem nowego miesiąca atmosfera nieco się rozluźniła. „Czas leczy rany”
– skomentowała to zjawisko Jessica, a Dorcas tylko teatralnie przewróciła
oczami. Odkąd panna Newton zaczęła oficjalnie spotykać się z Syriuszem, te dwie
cały czas darły koty. Chociaż rozumiałam Dorcas, miałam nadzieję, że to się
niedługo skończy. Zaproponowałam jej nawet, że jeśli odpuści Jess to umówię ją
z Potterem, ona jednak nie była szczególnie zachwycona tym pomysłem.
- Nie rozumiesz, że mnie kręci
Black? – spytała. Miała przy tym taką żałosną minę, kojarzącą się z
nieszczęśliwym szczeniaczkiem. – Nie wiem dlaczego, ale coś w nim takiego jest
co mnie przyciąga. Dlaczego wybrał ją?
Nie
znosiłam tego marudzenia, ale starałam się zachowywać jak dobra przyjaciółka.
Służyłam słowem pocieszenia i zmieniałam temat. Aż sama się zdziwiłam, ale były
dni, kiedy to naprawdę poprawiało Meadowes humor.
Drugi
tydzień lutego przyniósł chwilowe zawieszenie broni. Powód był prosty, po
szkole rozniosła się wiadomość, że w najbliższy piątek panna Ryan urządza
przyjęcie urodzinowe w wieży Gryffindoru. Zaproszeni mieli być tylko wybrani,
ale znając Blum można się było spodziewać, że gości będzie sporo. Na samym
czubku jej listy znajdowałyśmy się oczywiście my i Huncwoci, a także jej
chłopak, brat i jego koledzy z pokoju. Poza tym zaprosiła jeszcze całą drużynę
Quidditcha i kilku Krukonów z siódmego roku, których poznała za pośrednictwem
Mathiasa, który z kolei miał z nimi transmutację, zaklęcia i astronomię.
Znalazło się także miejsce dla Veronici i jej koleżanek z Ravenclawu oraz paru
piątoklasistek, które Blum poznała na dodatkowych zajęciach z transmutacji.
Zasugerowałam jej, że mogłaby też zaprosić paru znajomych z Klubu Ślimaka –
założonego w zeszłym roku przez profesora Slughorna. Tak bardzo spodobał jej
się ten pomysł, że postanowiła zrobić mi niespodziankę.
- Zaprosiłam Severusa – oznajmiła
radośnie wchodząc do wielkiej Sali na dzień przed przyjęciem.
Wytrzeszczyłam
na nią oczy zaskoczona nie bardzo wiedząc, czy mówi poważnie, czy też robi
sobie ze mnie jaja. Kto jak kto ale Blum Ryan nie należała do funclubu Seva.
- Jak to? – spytała głupio. –
Mówisz poważnie?
- Myślałam, że się ucieszysz –
powiedziała dziewczyna z wyrzutem. – Lubisz go, no nie?
Skinęłam
głową z niedowierzaniem. Czy tej Blum już całkiem na mózg padło? Severus i
Rogacz na tej samej imprezie? Wolne żarty.
- Przecież oni się pozabijają –
mruknęłam. – No wiesz… Z Potterem.
- Przynajmniej będzie się działo
– zachichotała dziewczyna. – Chcę żeby ta impreza została zapamiętana.
Pójdziecie dzisiaj ze mną do Hogsmade? Dobrze by było kupić jakieś porządne
kiecki.
Skinęłam
głową. Wiedziałam co miała na myśli. Trzeba było namówić Dorcas i Jessicę żeby
wyszły gdzieś razem. Cicho westchnęłam ale zgodziłam się wziąć to na siebie.
Chociaż
na początku wszystko szło jak po maśle, dziewczyny zaczęły się kłócić już gdy
przeszłyśmy przez posąg jednookiej czarownicy. Czepiały się siebie praktycznie
o wszystko. Po chwili nie miałam już siły nawet ich uspokajać. Całe szczęście
Blum nie traciła dobrego humoru. Chyba nic nie mogło go jej zepsuć kiedy szła na
zakupy.
Po
wyjściu z miodowego królestwa skierowałyśmy się prosto do naszego ulubionego
butiku. Uśmiechnęłam się na widok znajomego szyldu „That witch”, a potem na dźwięk uroczej melodyjki, która rozległa
się gdy tylko weszłyśmy do środka.
- Witam drogie panie –
ekspedientka natychmiast pojawiła się przy nas. Była to wysoka, szczupła
blondynka, która natychmiast obdarzyła nas profesjonalnym uśmiechem. – W czym
mogę paniom służyć?
Rozpoczęło
się wielogodzinne przymierzanie sukienek i dobieranie dodatków. Ja ostatecznie
zdecydowałam się na zwiewną, chabrową, bardzo krótką jak na mnie sukienkę z
małym dekoltem. Uznałam, że mogę do niej założyć czarne buty więc zaoszczędzę
parę galeonów. Blum obiecała mi pożyczyć diamentowe kolczyki. Wolałam się nie
dopytywać czy diamenty są prawdziwe. Nie chciałam przez cały wieczór denerwować
się, że zgubię drogą biżuterię.
Jessica
wybrała sobie fuksjową sukienkę przed kolana, z głębokim dekoltem podkreślającą
jej smukłą talię. Dobrała do niej ciemne szpilki i malutką posrebrzaną
torebeczkę. Dorcas natomiast wyszukała gdzieś obcisłą, srebrną mini bez
ramiączek. Chociaż strój ten mógł budzić kontrowersje trzeba było przyznać, że
wyglądała zabójczo.
Na
sam koniec wybrałyśmy kreację dla jubilatki. Była to chyba najdroższa sukienka
w całym sklepie, ale wszystkie zgodnie przyznałyśmy, że jest warta swojej ceny.
- I grzechu – dodała Blum gdy
wyszła w niej z przymierzalni. Nawet ekspedientce zaparło dech w piersiach na
jej widok. Czarna, wiązana na szyję z wąskim dekoltem do pępka, delikatnie
opinała jej figurę. Dolna część sukienki, była bardzo krótka z przodu, za to z
tyłu sięgała prawie ziemi i miała złote wykończenie.
- Które masz urodziny dziecko? –
spytała sprzedawczyni całkiem zapominając o formach grzecznościowych. Gdy
odpowiedziałyśmy, że piętnaste ta tylko westchnęła. – Wyglądasz, jakbyś miała
co najmniej osiemnaste.
Blum
potraktowała to oczywiście jako komplement. Zapłaciła i cała w skowronkach
wyszła ze sklepu. Była tak zadowolona z zakupu, że zaproponowała nam nawet, że
postawi nam kremowe piwo. Chciałam odmówić, ale robiło się coraz zimniej więc
czym prędzej pobiegłyśmy do Trzech
Mioteł. Kiedy tylko znalazłyśmy się w środku odetchnęłam z ulgą. Ludzie tu nie
mieli na sobie kurtek, niektórzy nawet siedzieli w krótkim rękawku. Mój wzrok
padł na siedzącego w kącie chłopaka, ubranego tylko w jeansy i T-shirt.
- Mathias? Blum, to nie twój
brat?
Dziewczyna
spojrzała w tamtą stronę i wcisnęła Jessice do rąk torebkę.
- Kup piwo – powiedziała po czym
ruszyła prosto w stronę chłopaka. Bez zastanowienia poszłam za nią, ale
słyszałam jeszcze jak Meadowes i Newton kłócą się, która z nich podejdzie do
młodego barmana, uśmiechającego się do nich czarująco.
Usiadłyśmy
naprzeciwko zaskoczonego Mathiasa. Blum odruchowo wzięła go za rękę. Na stoliku
stały trzy puste i jeden do połowy opróżniony kufel. Chłopak wyglądał na
przybitego.
- Mathias, co się stało? –
spytałam z troską.
Popatrzył
na mnie, potem na swoją siostrę. Spuścił głowę i ukrył ją w dłoniach.
- Ona odeszła – powiedział cicho,
dopiero kiedy obie zwątpiłyśmy, ze w ogóle się odezwie.
- Kitty? – spytała od razu Blum. Nawet
nie czekała na odpowiedź. – Wiedziałam, że tak będzie. Ta kretynka zawsze to
robi. Nigdzie nie potrafi zagrzać dłużej miejsca. Tak w ogóle to skąd wiesz co
ona tam robi w tej swojej Ameryce? Może ma willę z basenem, przystojnego męża i
cholerną ósemkę dzieci, które na nią czekają, albo coś w tym rodzaju…
- Nie mówię o Kitty do cholery! –
krzyknął Mathias – Mówię o Marcie.
- O Marcie? – zdziwiłyśmy się
obie.
- Tak o Marcie! Głuche jesteście?
O mojej dziewczynie! Wyjechała dzisiaj rano. Nawet się nie pożegnała. Zostawiła
tylko list.
- List? – spytała Blum
zaskoczona.
- Mathias…. Tak mi przykro –
powiedziałam, wyciągając rękę w jego stronę. Najdelikatniej jak potrafiłam
ścisnęłam jego dłoń. Odwzajemnił uścisk i popatrzył mi prosto w oczy.
- Napisała, że mi dziękuje. Że
spędziła ze mną wspaniałe miesiące, ale to koniec. To czas dla niej na nowe
życie…
Do
stolika podeszły Jessica i Dorcas. Postawiły przed nami kremowe piwa i usiadły
obok. Zapadła niezręczna cisza.
- Rozchmurz się – powiedziała
Blum. – Jutro wielki dzień…Zobaczysz, wszyscy będziemy się świetnie bawić.
Poleje się alkohol… Wyluzujesz, może kogoś poznasz.
Nieśmiało
się uśmiechnęłam. Przypominajka na moim palcu zajęła się czerwonym dymem.
Dawno
już zapadł zmrok, kiedy uścisnęłam moją przyjaciółkę na skraju zakazanego lasu.
Rubi wyglądała jak zwykle, miała na sobie czarną, skórzaną kurtkę, czarne
rajstopy, botki na wysokim obcasie i fioletową tunikę. Szeroko uśmiechnęła się
na mój widok. Spojrzałam na zegarek.
- Wszystkiego najlepszego z
okazji urodzin – powiedziałam. – To już za kilka minut…
Dziewczyna
zaśmiała się, pocałowała mnie w policzek i z gracją wskoczyła na gałąź
rosnącego obok drzewa.
- Dzięki Lilka, ale ja chyba nie
powinnam obchodzić już tego święta. W końcu już się nie starzeję…
- Daj spokój, zasłużyłaś na
porządny, urodzinowy prezent.
Wyciągnęłam
ku niej niewielkie pudełeczko, które z zaciekawieniem szybko otworzyła. Bez
zastanowienia założyła na rękę złotą bransoletkę jaką wypatrzyłam dla niej
podczas wizyty w Hogsmade.
- Jest śliczna – powiedziała z
uśmiechem – Dziękuję, Lily. A wiesz, że widziałam się dzisiaj z Severusem?
Kupił mi dziennik. Powiedział, że ty tak bardzo lubisz w nim pisać, więc może
mnie też się spodoba. Uznał, że zapisywanie każdego dnia swojej wieczności, to
całkiem niezły pomysł.
Zaśmiałam
się. W sumie czemu nie? Rubi mogła przeczytać te notatki np. za sto lat i mieć
całkiem niezły ubaw.
- No a moja siostra? – spytała
Rubi – Słyszałam, że urządza imprezę…
- Tak, jutro. Wpadniesz? –
chociaż domyślałam się jaka będzie odpowiedź uznałam, że wypada zapytać. Tak jak
się spodziewałam, dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Blum by tego nie chciała. Będę
świętować ten dzień w samotności. Chociaż może też zaproszę kilku znajomych.
Sev powiedział, że może wpadnie. Co prawda zaprosiła go Blum, ale powiedział, że
raczej odpuści.
- No tak… Takie imprezy są nie w
jego stylu – westchnęłam, chociaż żałowałam, że przyjaciel nie powiedział mi
tego osobiście.
Muzyka
grała głośno a ja poruszałam się w jej rytm. Czułam na swoim biodrze rękę
Jamesa, ale wyjątkowo mi to nie przeszkadzało. Towarzyszył mi przez cały
wieczór. Wspominał coś o tym, że nie może już patrzeć na obściskujących się
cały czas Jessicę i Syriusza. Doskonale go rozumiałam.
Blum
była zachwycona prezentami, które dostała. Równo o północy skrzaty przywiozły
olbrzymi tort w kształcie różowej gitary. Wznieśliśmy toast za jubilatkę.
Dopiero wtedy impreza zaczęła się na poważnie. Ktoś jeszcze bardziej podkręcił
muzykę, a na parkiecie zrobiło się tłoczno. Siedziałam na kanapie między
Syriuszem a Jamesem, którzy na pół obalali butelkę ognistej whisky. Kiedy byli
już w połowie przyłączyły się do nich Dorcas i Blum. Jessica nie chciała być
gorsza, ale udało jej się wypić tylko pół szklanki. Posłałam uśmiech Remusowi,
który patrzył na wszystko z zażenowaniem.
- Zatańczymy? – spytałam go
Kiedy
wyszliśmy na parkiet akurat poleciała wolniejsza piosenka. Objął mnie w pasie i
powoli zaczęliśmy się kołysać. Nie czułam się ani trochę niezręcznie. W końcu
był moim przyjacielem od prawie czterech lat. Nie mogłabym być skrępowana przy
najnormalniejszym z Huncwotów.
- Łapa i Rogacz są czasem okropni
– powiedział spoglądając w stronę stolika, na którym właśnie pojawiła się druga
butelka. Z ulgą zauważyłam, że Dorcas przerzuciła się na kremowe piwo, a koło
Blum pojawił się Śnieżyca. Obejmował ją ramieniem, ale jej to ani trochę nie
przeszkadzało w dalszym picu.
„Niech się bawi” – pomyślałam. W
końcu nie mogło jej to zaszkodzić, a piętnaste urodziny to już całkiem poważna
sprawa. Zasłużyła na to, żeby się zabawić.
- Miałaś ostatnio jakieś
wiadomości od Ann? – pytanie Remusa wybudziło mnie z moich rozmyślań. Zaśmiałam
się w duchu. To niewiarygodne, że wciąż nie zapomniał o tej uroczej blondynce –
siostrze swojego przyjaciela.
- Z tego co wiem, to układa jej
się w Bexabuntos – powiedziałam. – Pisała mi, że tęskni, ale znalazła nowych
znajomych… No i nie ma tam Jamesa.
Remus
zaśmiał się cicho. To właśnie ceniłam w nim najbardziej – inteligencję i
poczucie humoru.
- Mam nadzieję, że uda mi się
zobaczyć się z nią w wakacje – powiedział.
- Mnie też… Lunatyku, mogę o coś
zapytać? – uśmiechnęłam się niewinnie. Uznałam, że to odpowiedni moment, żeby
wyciągnąć z niego prawdę.
- Pewnie Lily, wal – odparł.
- Było coś między wami?
Tym
razem się nie śmiał, tylko pokręcił przecząco głową. Mogłam się tylko domyślać,
że żałuje. Czyli moje przypuszczenia się potwierdziły i żywił jednak do Ann
jakieś głębsze uczucia.
- Chciałem coś zrobić żeby
zbliżyć się do niej, ale wtedy ona zaczęła się oddalać – powiedział powoli. –
Wyjechała zanim zdążyłem.
- ODBIJAMY! – poczułam na
ramieniu rękę Jamesa. Muzyka przyspieszyła a my zaczęliśmy się bujać się w jej
rytm tak jak wcześniej. Zauważyłam, że Remus wrócił do stolika. Byłam ciekawa,
czy Syriuszowi uda się go namówić na ognistą, musiałam się jednak skupić na
Jamesie. Czuć było od niego alkohol i miałam niejasne wrażenie, że z każdym
kolejnym kawałkiem, jego ręce na moim ciele, przesuwają się coraz śmielej w
dół.
- Jestem zmęczona – powiedziałam i
ruszyłam w stronę foteli.
James
ruszył za mną i kiedy tylko wyszliśmy z tłumu przyparł mnie do ściany. Oczy mu
błyszczały, a szeroki uśmiech nie schodził z jego twarzy, która moim zdaniem
znajdowała się zdecydowanie zbyt blisko mojej.
- Lily… Jesteś taka piękna… -
chyba starała się by jego głos brzmiał kusząco, nie bardzo mu to jednak wyszło.
- Chyba wypiłeś trochę za dużo
Ognistej, James – powiedziałam starając się ruszyć, on jednak nie pozwolił mi
na to.
- To prawda… Jesteś wyjątkową…
Najwspanialszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem… Cały rozpływam się na
twój widok… Nawet nie wiesz jak na mnie działasz…
- Na pewno nie tak jak alkohol –
odparowałam. – Masz za słabą głowę żeby tyle pić.
- To słodkie, że tak się o mnie
troszczysz – jego wzrok stawał się coraz bardziej zamglony. – Kocham cię Lily.
Jego
usta gwałtownie zbliżyły się do moich poczułam smak jego warg, poczułam smak
whisky. Jego język przesunął się po moich zębach. Odepchnęłam go od siebie.
- Zwariowałeś?! – warknęłam.
Słyszałam
jak coś za mną krzyczy, ale nie chciałam tego słuchać. Pijany Potter to
ostatnie czego potrzebowałam do szczęścia. Wyślizgnęłam się z Pokoju Wspólnego
i ruszyłam korytarzem, starając się omijać patrolujących korytarze nauczycieli.
Ruszyłam
po schodach. Po kilku minutach dotarłam na wierzę astronomiczną. Tak jak się
spodziewałam zobaczyłam tam Mathiasa. Zadrżałam gdy poczułam zimny powiew
powietrza.
- Tak myślałam, że cię tu znajdę –
powiedziałam, podchodząc do niego. – Słabo bawiłeś się na imprezie?
Chłopak
uśmiechnął się na mój widok.
- Nie miałem nastroju,
posiedziałem trochę, ale dziki taniec w tłumie nie jest raczej w moim stylu, a
pić z Huncwotami też nie zamierzałem… Ale ty chyba całkiem nieźle zabalowałaś,
co? Widziałem cię z Potterem.
- Ta… Właśnie się od niego zmyłam
– widząc jego pytające spojrzenie, zajęłam miejsce obok niego na murku. –
Trochę za dużo z Blackiem wypili.
- Przywalał się do ciebie? –
spytał podejrzliwie
- Trochę… Ale nie ma się czym
przejmować.
Zapadła
niezręczna cisza. Patrzyłam na ośnieżone błonia i wsłuchiwałam się w szum
wiatru.
- Blum nawet nie zauważyła, ze
wyszedłem – powiedział Mathias. Wziął mnie za rękę i nagle znaleźliśmy się
strasznie blisko siebie.
- Wydaje mi się, że ona i Śnieżyca
byli bardzo zajęci sobą…
- Cholera, Lily nie mam już
nikogo. Marta wyjechała, Rubi włóczy się gdzieś z jakimiś podejrzanymi typami,
Blum jest już prawie dorosła… W dodatku Kitty powiedziała mi dzisiaj, że
zostaje tylko do Wielkanocy.
- Jak to? – zdziwiłam się.
- Podobno stan McGonnagall
poprawił się, a ona sama też ma jakieś zobowiązania u siebie w domu.. W Stanach…
Popatrzyłam
na niego. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć więc tylko delikatnie go objęłam.
- Ja wiem, że nie powinienem
narzekać, normalnie nie zostaje tak długo. Niby wiem, że ma swoje życie i tak
dalej, ale jednak… Cholernie mi przykro, wiesz? No bo dlaczego to jest kurwa
takie niesprawiedliwe? Co ja takiego zrobiłem, że wszyscy, do których się
przywiązuję ode mnie odchodzą?
- Mathias… - brakowało mi słów.
Tak bardzo chciałam go jakoś pocieszyć. Jego błyszczące oczy patrzyły na mnie z
nadzieją. Ku mojemu zaskoczeni odkryłam, że trzymam go mocno za ręce.
Rozluźniłam uścisk i dotknęłam jego policzka. Był cały rozpalony. Niemal
słyszałam przyspieszone bicie mojego serca.
- Nie chcę w końcu zostać całkiem
sam – wychrypiał cicho.
- Nie jesteś sam – odparłam w
końcu. – Nigdy nie będziesz. Masz mnie.
Było
inaczej niż z Jamesem, tym razem to się stało z mojej własnej woli. Poczułam
ulgę i niewyobrażalny spokój, kiedy zatopiłam się w tym pocałunku. Moje wargi i
język szalały z ekscytacji, znów penetrując tak dobrze znany sobie teren.
Poczułam ręce Mathiasa w moich włosach. To było takie cudowne. Nie
przeszkadzało mu, że jestem trzy lata młodsza, że jestem przyjaciółką jego
siostry, jego byłą a nawet to, że wciąż byłam spocona po tańcu z Potterem.
Liczyła się tylko chwila. Moje ręce oplatające jego szyję, jego miękkie wargi i
silne męskie dłonie, dotykające z czułością mojego ciała.
- Kocham Cię Lily – powiedział i
znów było całkiem inaczej niż z Potterem. Tym razem wiedziałam, że słowa te są
prawdziwe.