Wszędzie było mnóstwo wody, moje serce waliło jak oszalałe. Miałam ochotę krzyczeć, ale nie mogłam złapać powietrza. Widziałam tylko jakąś ciemną postać, morskie glony i głębię wody w której tonęłam. Uświadomiłam sobie, że nadchodzi koniec i wtedy wszystko ustało. Poczułam, że wiszę w powietrzu, nigdzie nie było żadnych ścian ani podłogi, jedynie wszechobecna biel i olbrzymia perłowa brama przed którą stałam w towarzystwie dwóch mężczyzn. W jednym z nich rozpoznałam Jamesa, drugi był mi zupełnie obcy.
- Kim jesteś? – w moim głosie zabrzmiał niespodziewany spokój – I gdzie my jesteśmy? Co się stało?
- Nadszedł czas na sąd ostateczny – oznajmił mężczyzna poważnie. – Możesz się do mnie zwracać Piotrze.
- Św. Piotrze? – spytałam zaskoczona. – To brama do nieba?
- To ty istniejesz? – wypalił niespodziewanie James wpatrując się w mężczyznę w szoku. – Wybacz, ale nie wierzę w…
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś ateistą? – w tym momencie zaczęliśmy spadać. Po kilku sekundach wylądowaliśmy na podłodze jakiegoś przestronnego pomieszczenia.
- Co się dzieje?
- To nasz dom Lily… - szepnął James podchodząc do mnie.
Ku mojemu przerażeniu przeniknął przez moje ciało. Krzyknęłam. Wpatrywaliśmy się w siebie, żadnemu z nas nie było do śmiechu. Wyciągnęłam powoli rękę, ale nie mogłam go dosięgnąć.
- My nie żyjemy Lily.
***
Obudziłam się zalana potem. Byłam w swoim dormitorium, światło było zgaszone. Dziewczyny spały zmęczone po przerwanej nam brutalnie imprezie. No… Prawie wszystko.
- Co się stało Lil?
- Miałaś zły sen?
Zamrugałam oczami i uświadomiłam sobie, że Blum i Alice grają karty na cukierki w zupełnej ciemności, wyglądało na to, że panna Jamano wygrywa, ale obie były zadowolone. Teraz jednak patrzyły na mnie z lekką troską w złotych oczach.
- Tak… - szepnęłam wciąż nie mogąc wyjść z szoku z powodu snu i z powodu tego co widziałam teraz.. – Co wy…?
- Mamy dobry wzrok, nie potrzebujemy światła – wyjaśniła Alice.
Blum zeszła z łóżka i podeszła do mnie. Wyglądała jakby zamierzała uspokoić moje skołatane nerwy, ale ostatnio, to ja już niczego nie byłam pewna.
- Co ci się śniło?
Zapadła cisza, Blum nie próbowała mnie pocieszać, była poważna, a nawet trochę melancholijna.
- Moja śmierć – odparłam po chwili cicho. – Utopiłam Się z Jamesem.
- To bardzo romantyczne – zauważyła Ruda.
- Nie chcę romantycznej śmierci z Potterem! – wzburzyłam się . Jak ona w ogóle mogła opowiadać takie głupoty? Próbowałam się z nim przyjaźnić, ale to i tak tylko ten sam Rogacz, do diabła.
- To tylko głupi sen, wracaj do łóżka.
Westchnęłam, serce wciąż okropnie mi waliło.
- Chyba nie zasnę.
Alice wstała i popatrzyła mi w oczy. Miała niesamowicie przenikliwe spojrzenie.
- Idź spać – wyszeptała tak cicho, że ledwo ją słyszałam.
Poczułam, że moje powieki robią się ciężkie.
- To było brutalne – usłyszałam głos Blum.
- Co z tobą? Jakaś spięta jesteś…
- Zwyczajnie chciałabym móc śnić… Nie ważne… wracamy do gry?
***
Nie wiedziałam jak to możliwe, że tak nagle zasnęłam, ale rano to już nie miało znaczenia. Zapomniałam o moim strasznym śnie i w dobrym humorze zeszłam na śniadanie. W WS wciąż słychać było głośne rozmowy o tym co stało się z profesor McGonnagall, ale na jej miejscu przy stole nauczycieli siedział już kto inny. Młoda, rudowłosa kobieta ze skupieniem patrzyła na drzwi wejściowe. Po chwili uśmiechnęła się i skupiła się na rozmowie z profesorem Flitwickiem.
- Hej Lily, co tam? Też przejęłaś się tą sprawą z McGonnagall tak jak moja siostra? – miejsce naprzeciwko mnie zajął również czymś wprawiony w dobry humor Mathias.
- Nie aż tak… Ona ją naprawdę uwielbiała, ale wygląda na to, że już mają kogoś na zastępstwo – wskazałam na stół.
Mathias popatrzył na miejsce koło dyrektora i otworzył usta ze zdumienia.
- Jakaś młoda lalunia. Ciekawe ile wytrzyma – powiedziała Blum zajmując miejsce koło Dorcas.
- Blum… - zaczął jej brat.
- Nie myśl, że będę dla niej miła.
Zaśmiałam się wraz z resztą towarzystwa, ale cośmy nie pasowało. Fakt, że ta kobieta zajęła miejsce ukochanej nauczycielki i mentorki mojej przyjaciółki nie był chyba wystarczającym powodem, żeby tak ją nienawidziła.
- Transmutacja jest pierwsza – zauważyła Emily patrząc na plan lekcji, który miał nas obowiązywać przez cały drugi semestr. – Zobaczymy jaka ona jest.
Szczerze mówiąc też się cieszyłam, bo aż zżerała mnie ciekawość, ale Blum ostentacyjnie wstała i wyszła. Huncwoci strzelili parę złośliwych uwag pod jej adresem, ale ja tylko westchnęłam, dokończyłam Tosta i wraz z resztą dziewczyn poszłam do Sali transmutacji. Nowa nauczycielka weszła równo z dzwonkiem.
- Dzień dobry wszystkim. Siadajcie Już. Nazywam się Kitty Spears i będę was uczyć transmutacji dopóki profesor McGonnagall… Cóż… Nie będzie w stanie wrócić. Chciałabym na tych lekcjach…. Panno Ryan, proszę zostawić tego Black Berry w spokoju, jak się będziesz tak nad nim wyżywała to ci klawisze wypadną.
Spojrzałam na Blum. Skrzywiła się lekko i wrzuciła do torby telefon, zrobiony specjalnie dla niej, jako że jest księżniczką Domino. W tej szkole chyba tylko ona i Alice miały komórki z zasięgiem. Żadna z nas nie mogła tego przeżyć a już szczególnie Jessica. Notorycznie jęczała z powodu tego, że chce taki sam. Wiedziałam, że teraz zastanawia się czy nowa nauczycielka skonfiskuje ten cud wynalazku.
- To świetny model – powiedziała Blum z ironią.
Lekcja została poprowadzona w ciekawy sposób. Najpierw profesor Spears zapowiedziała czego będzie wymagać, a potem wprowadziła nowy temat. Huncwoci byli zachwyceni małą ilością teorii. Profesor Spears cały czas żartowała i pomimo nadanego jej przez Newtonównę tytułu najbardziej wyluzowanej nauczycielki w tej szkole pokazała, że nie odpuści nam jednak tak zupełnie i na tych lekcjach będziemy się czegoś uczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz