Starcie z Filchem i nocna wizyta w gabinecie dyrektora skończyła się
lepiej niż mogłam przypuszczać. Dostaliśmy tygodniowy szlaban i odjęto
Gryffindorowi dwadzieścia pięć punktów. Ze smutkiem przyznaję, że nawet nie
zrobiło mi się przykro. Szczególnie, że kiedy wreszcie zostaliśmy odesłani do
łóżek miałam okazję by porozmawiać chwilę z Mathiasem. Długo wahałam się jak
zacząć ten temat. Domyślałam się, że będzie to jak chodzenie po cienkim lodzie,
jednak nie mogłam się powstrzymać.
- Pamiętasz jeszcze jak byliśmy parą? – spytałam uśmiechając się
lekko.
- Pewnie. To były jedne z najlepszych miesięcy mojego życia – zaśmiał
się, ale zaraz zasłoniłam mu usta. Nie potrzebowaliśmy odjęcia kolejnych
punktów.
- Mówiliśmy sobie wtedy praktycznie o wszystkim – kontynuowałam
subtelnie.
- A teraz nie mówimy? – nie jestem pewna czy tylko udawał zdziwienie
czy naprawdę był zaskoczony.
- Mogę ci zadać pytanie?
- Oczywiście.
- Bardzo prywatne pytanie?
- Jak najbardziej. Nie krępuj się.
To mi
wystarczyło. Postawiłam wszystko na jedną kartę i wypaliłam.
- Co cię łączy z profesor Spears?
Mathias zatrzymał
się i popatrzył na mnie poważnie. Serce stanęło mi na kilka sekund, ale on
tylko wybuchnął jeszcze głośniejszym niż wcześniej śmiechem. Ręce mi opadły. No
i po co było się tak denerwować.
- Lily… Lil…. Co ty sobie wyobrażałaś? – ledwo udało mu się wydusić to
zdanie. Postanowiłam poczekać aż się uspokoi. – Nie myślałaś chyba, że wdałem
się w jakiś romans z nauczycielką czy coś?
- Nie wiem co myślałam, po prostu… Widziałam jak z nią rozmawiasz,
zwracałeś się do niej po imieniu, umawialiście się na sobotę… Mówiłeś do niej po imieniu…
- Lilka ja cię błagam! Brzmisz tak poważnie! Pewnie jeszcze
zaniepokoiło cię zachowanie mojej siostry, co? – jeszcze raz parsknął śmiechem.
– Kitty jest kimś w rodzaju mojej przyjaciółki.
Ruszył powoli
korytarzem, a ja chcąc nie chcąc poszłam za nim. Nic nie mówiąc czekałam aż się
uspokoi. Miałam nadzieję na dalszą część tej historii. W końcu skręciliśmy na
schody prowadzące do wierzy Gryffindoru.
- Poznałem ją kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Blum była bardzo mała,
tak niewiele wtedy rozumiała a Kitty… Pojawiła się znikąd i z jakiegoś powodu
chciała stać się częścią mojego życia. Na początku nie chciałem jej na to
pozwolić. Byłem niesfornym dzieciakiem, często wymykałem się z domu, robiłem co
chciałem. Nie zawsze było to legalne. Właśnie wtedy mi towarzyszyła. Łaziła za
mną aż sam nie zacząłem pożądać jej towarzystwa. Unikała jednak kontaktu z moją
rodziną. Chyba tylko raz rozmawiała z matką, nie podała jednak swojego
prawdziwego imienia. Służyła mi pomocą i radą zawsze wtedy kiedy ich
potrzebowałem. Minęło kilka tygodni a ja niesamowicie się do niej przywiązałem.
Niewiele o sobie mówiła, ale czułem się przy niej dobrze. Przeżyłem szok kiedy
pewnego dnia po prostu zniknęła.
- Nie rozumiem…
- Pożegnaliśmy się późnym wieczorem . Wróciłem do domu a ona jak
zwykle poszła w swoją stronę, nie wiedziałem gdzie. Następnego dnia się nie
pojawiła. Próbowałem jej szukać ale nigdzie jej nie było. Bardzo to przeżyłem.
Byłem zrozpaczony ale potem moje uczucia zmieniły się we wściekłość. Tylko że
ona całkiem zniknęła kiedy kilka miesięcy potem, stanęła przede mną na ulicy
jak gdyby nigdy nic. Wyjaśniła mi wtedy, że nie może zostać ze mną zawsze. Że
musiała odejść bo była potrzebna gdzie indziej. Została ze mną trzy tygodnie,
ale tym razem się pożegnała. Pamiętam, że nie przespałem wtedy nocy, nie mogłem
zasnąć… Miałem może z siedem lat? Ale zanim poszedłem do Hogwartu spotkałem się
z Kitty jeszcze trzy razy. Potem dwa. Raz podczas wakacji i raz w czasie ferii.
Ostatnio ponad dwa lata temu. Byliśmy wtedy parą, opowiadałem jej o tobie…
- Same dobre rzeczy mam nadzieję.
- Oczywiście – uśmiechnął się. – Sama widzisz, że jeśli chodzi o Kitty
to naprawdę nie masz się czym martwić. Blum strasznie to przeżywa bo czuje się
odsunięta na bok. Mniej ważna. Nie powinno tak być, ale nie mogę nic zrobić z
jej zazdrością. Kitty przyjeżdża tak rzadko a miło czasem pogadać z kimś o
moich problemach, a nie o cudzych.
- Mhmm… - nie bardzo wiedziałam co powinnam powiedzieć.
- Nie zrozum mnie źle. Kocham Blum, ale dla niej jestem starszym
bratem, oparciem i pomocą. Rzadko rozmawiamy o tym co mnie leży na sercu. Chyba
że akurat coś jej się nie spodoba.
- Wiem jaka jest Blum.
- Więc wiesz co czuję.
Już od dłuższego
czasu staliśmy przy schodach do sypialni dziewcząt. Nadszedł czas by powiedzieć
sobie dobranoc. Pocałowałam więc Mathiasa w policzek i weszłam do swojego
dormitorium. Z pięciu łóżek tylko dwa były zajęte – te należące do Dorcas i
Jessici. Byłam ciekawa gdzie jest Emily, znikanie w nocy nie było w jej stylu,
ale uznałam, że może nie mogła zasnąć więc poszła się przejść albo wręcz przeciwnie
– zasnęła nad książkami w bibliotece. Zerknęłam jeszcze na zegarek – było
dziesięć po pierwszej. Już dawno powinnam spać jeśli chciałam wstać na
śniadanie. Wślizgnęłam się do łóżka i już po kilku minutach wpadłam w objęcia
Morfeusza.
Rudowłosa wampirzyca
siedziała na skraju łóżka pewnego blondyna już od kilku minut. Jej palce
delikatnie przesuwały się po jego półdługich włosach. Wyglądał tak spokojnie
kiedy spał. Lewą rękę wsadziła w jego dłoń a ta odruchowo się na niej
zacisnęła. Uśmiechnęła się do siebie. Ich rodziny ich sobie przeznaczyły, tak
więc musiał chcieć także los. Byli dla siebie idealni, nie było innej
możliwości. Pasowali do siebie jak dwa elementy tej samej układanki, dwie
połówki jabłka. Była tego pewna. Tak bardzo chciała tylko to poczuć. Móc w
końcu połączyć się z nim w całość. Gdyby tylko pochodziła z innego środowiska,
z innej rodziny… Jej matka i ojciec z pewnością by tego nie pochwalili za te
myśli, Mathias też nie. Zapewne nawet Stella by jej nie poparła a i sam
Śnieżyca raczej nie zgodziłby się na zbliżenie z nią. Co innego gdyby był np.
Blackiem. Po szkole od dawna chodziły plotki, że chociaż miał dopiero
czternaście lat, już dawno „zaliczył” kilka starszych dziewczyn. Nie wiedziała
czy to prawda, ale była skłonna uwierzyć.
Zbliżyła swoje
wargi do jego ust i delikatnie je musnęła. Chłopak poruszył się przez sen. Po
sekundzie wahania pocałowała go bardziej zdecydowanie. Otworzył oczy i zaczął
oddawać jej pocałunki. Minęła dłuższa chwila zanim oderwali się od siebie.
- Co ty tu robisz? – spytał szeptem, nie chcąc budzić swoich
współlokatorów.
- Alice powiedziała, że chce pobyć trochę w samotności, ale ja… Jestem
dzisiaj bardzo spragniona towarzystwa.
Chłopak zerknął
na zegarek stojący na szafce nocnej i pokręcił głową ze znużeniem.
- Jest wpół do trzeciej w nocy.
- To całkiem dobra godzina na niektóre rzeczy – odparła uśmiechając
się przekornie. Palcami delikatnie muskała jego obojczyk.
- Kochanie…
- Mogę z tobą spać? – spytała prostując się nagle. Chłopak wyglądał
jakby miał zaprotestować, ale uległ jej spojrzeniu, w którym wyczuł nutkę błagania. – Proszę…
Wiem, że wiele się zmieniło, ale ja wciąż potrzebuję bliskości. Chociaż
odrobinę.
W odpowiedzi
pocałował ją delikatnie i pogładził po głowie. Wślizgnęła się pod jego kołdrę i
przytuliła do jego piersi. On objął ją mocno i zaczął wdychać owocową woń jej
włosów. Wyczuwał malinę, mango i szczyptę marakui.
- Kocham cię Blum – powiedział.
- Kocham cię Śnieżyca.
Było jeszcze
przed szóstą kiedy zbudził mnie głos Alice.
- Dziewczyny wstawajcie! Dziewczyny! Gdzie Blum i Emily?
- Co? O czym ty mówisz? – Dorcas już siedziała na łóżku kiedy się
podniosłam. Dopiero po kilku sekundach doszło do mnie, że dwóch naszych
koleżanek nigdzie nie ma.
- Em kładła się razem z nami – powiedziała Jessica przecierając oczy.
Przecież widziałaś, prawda Dor?
Brunetka
gwałtownie skinęła głową.
- I na pewno zasnęła przede mną. Jestem o tym w stu procentach
przekonana, bo długo nie mogłam zasnąć. A Blum przecież była z tobą?
- Rozdzieliłyśmy się po północy. Chciałam trochę spokojnie pomyśleć,
pobiegać… Powiedziała, że pospaceruje chwilę i wróci do dormitorium.
- Wiesz jaka jest Blum… Szybko zmienia zdanie… Może coś odciągnęło jej
uwagę?
- To całkiem możliwe – poparła mnie Dorcas - A Emily pewnie po prostu
wcześnie wstała i poszła do sowiarni czy coś…
- Przechodziłam koło sowiarni, nie było jej tam – powiedziała Alice.
Chyba zauważyła, że patrzę na nią z powątpiewaniem, bo po chwili dorzuciła. -
Po prostu mam wrażenie, że stało się coś złego.
Zmarszczyłam brwi
i spojrzałam na dziewczyny. Moje spojrzenie spotkało się z oczami Dorcas i
Jessici.
- Kiedy wracałam po pierwszej ze spotkania z Rubi, Emy już nie było –
powiedziałam cicho. – Pamiętam, że pomyślałam wtedy, że może poszła się
przewietrzyć czy coś…
- Musimy poszukać ich obu – zarządziła Alice.
Wszystkie ponuro
skinęłyśmy głowami. Nie czekając na zachętę zwlokłam się z łóżka i jako
pierwsza poszłam do łazienki.
Poszukiwania nie
przyniosły żadnych efektów. Wręcz przeciwnie. Nie mogłyśmy znaleźć też
Huncwotów i Śnieżycy. Alice robiła się coraz bardziej nerwowa, ale nic nie
mogłam na to poradzić. Do lekcji zostało nam bardzo niewiele czasu więc
pobiegłam do dormitorium po potrzebne książki i wraz z Dorcas ruszyłam do sali.
Jessica zdecydowała się pomóc pannie Jamano przetrzepać resztę szkoły i błonia.
Do Sali weszłyśmy
jakąś minutę przed rozpoczęciem lekcji. Zaśmiałam się cicho gdy zobaczyłam Blum
siedzącą w pierwszej ławce, centralnie przed biurkiem nauczyciela. Czyżby
szykowała się do jakiejś wojny.
- Wszędzie cię szukałyśmy – powiedziała Dorcas, siadając w ławce za
nią. – Alice wszczęła nad ranem alarm, że nigdzie cię nie ma. Martwiłyśmy się.
Blum zaśmiała się
promiennie.
- Cała Alice. Wszystkim za bardzo się przejmuje. Poszłam do Śnieżycy,
do rana siedziałam w jego dormitorium, a potem zjedliśmy śniadanie ze skrzatami
w kuchni. A czego się spodziewałyście?
Wzruszyłam
ramionami. Sama nie wiedziałam. Wyciągnęłam swoje notatki z ostatnich lekcji i
zaczęłam je przeglądać. Ziewnęłam. Zdecydowanie się nie wyspałam. Nocne
spotkania z Rubi i pogawędki z Mathiasem to zdecydowanie nie był najlepszy
pomysł.
- A gdzie jest Emily? – pytanie Dorcas sprawiło, że podniosłam wzrok.
- A skąd ja mam to wiedzieć? – spytała Blum. – Co, ona też zniknęła?
Skinęłam głową.
Żadna z nas się już nie odezwała, bo profesor Spears weszła do klasy.
- Witajcie moi drodzy. Przepraszam za spóźnienie, ale ktoś
przetransmutował schody na trzecim piętrze w gumową zjeżdżalnię i musiałam się
tym zająć – nauczycielka uśmiechnęła się dobrotliwie. – To zapewne Huncwoci,
widzę, że ich dzisiaj z nimi nie ma. To zrozumiałe, mieli pracowity poranek.
Rozejrzałam się
po klasie. Rzeczywiście, chłopaków nigdy nie było. To zaskakujące, że nie
zauważyłam wcześniej tego spokoju w sali. Nauczycielka sprawdziła do końca
obecność po czym spytała czy ktoś nie zechciałby może przypomnieć wszystkim co
robiliśmy na ostatniej lekcji. Ku mojemu zaskoczeniu zgłosiła się Blum, która
nie tylko wszystko wyrecytowała z pamięci ale i bezbłędnie zaprezentowała trzy
ostatnie czary, których się uczyliśmy.
- Wiedziałam, że jest dobra, ale to już przesada – mruknęła Dorcas, a
ja zaśmiałam się cicho. Domyślałam się, że Blum próbuje udowodnić coś nowej
nauczycielce, tej jednak uśmiech nie znikał z twarzy.
- Znakomicie panno Ryan. Ocena wybitna i dziesięć punktów dla
Gryffindoru. Zawsze wiedziałam, że masz potencjał, nie zmarnuj tego, moja
droga. A teraz pora przejść do lekcji. Zaczniemy dzisiaj całkiem nowy temat a
mianowicie metamorfomagię. Proszę bardzo czy ktoś wie już kim jest
metamorfomag? Może przeczytaliście coś w wolnym czasie? O jak wspaniale! Proszę
panno Ryan.
Późnym wieczorem całą piątką stanęłyśmy przed
gabinetem dyrektora. Dziewczyny wpadły w lekką konsternację gdy odkryły że
hasło się zmieniło od ostatniego razu kiedy tu były, ale ja szybko powiedziałam
„dyniowe paszteciki” i weszłam do środka zanim ktokolwiek spytał skąd to
wiedziałam. Nie miałam jeszcze okazji opowiedzieć dziewczynom o mojej nocnej
wpadce i czułam, że odpowiedni czas na to przyjdzie później. Teraz priorytetem
była sprawa Emily, której już prawie dobę nikt nie widział.
Profesor Dumbledore pomimo późnej pory siedział za
swoim biurkiem przeglądając jakieś księgi. Widząc nas uśmiechnął się szeroko i
wyciągnął ku nam paczkę fasolek wszystkich smaków.
- Witajcie łasuchy. Macie może ochotę?
Zgodnie
pokręciłyśmy głowami, więc dyrektor schował paczkę do szuflady, zamknął księgę
i spojrzał na nas poważnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz