Był
sobotni poranek. Z ponurą miną usiadłam naprzeciwko Huncwotów i bez słowa
zabrałam się za przeżuwanie tosta z szynką i ketchupem. Cała sala przystrojona była na czarno. Nie
musiałam o nic pytać. Wszystko stało się jasne, kiedy wczoraj, późnym
wieczorem, nad zakazanym lasem pojawił się mroczny znak. Kilka godzin później,
jej ciało przeniesiono do zamku. Z tego co udało nam się dowiedzieć, jako
pierwsze znalazły je centaury. Dumbledore powiedział nam tylko, że użyto na
niej wyjątkowo groźnych zaklęć. Gdyby nie bransoletka z imieniem – prezent od
babci, który miała w zwyczaju zawsze nosić na nadgarstku lewej ręki – pewnie
trudno by było ją zidentyfikować. Potem dyrektor nie miał już dla nas więcej
czasu. Chciał osobiście powiadomić jej rodziców. Przed wyjazdem ze szkoły,
powiedział nam jeszcze, że jeśli będziemy chciały z kimś porozmawiać, profesor
Spears na pewno chętnie się nami zajmie. Żadna z nas jednak nie skorzystała z
tej propozycji.
Inni ludzie, znajdujący się w Wielkiej Sali,
byli tak samo milczący jak my. Rozmawiano tylko ściszonym głosem. Całkiem jakby
wszyscy chcieli uszanować naszą żałobę. Nieświadomie patrzyłam w kierunku
drzwi. Ocknęłam się dopiero gdy moje spojrzenie napotkało znajome, ciemne
tęczówki.
Severus Snape
spoglądał przez chwilę z niepewnością w moim kierunku. Domyślałam się, ze to z
powodu siedzących obok mnie Huncwotów zdecydował się podejść tylko na chwilę.
- Bardzo mi przykro Lily –
powiedział. – Wiem, że się przyjaźniłyście. Mieszkała w twoim dormitorium. Mam
rację?
Skinęłam
głową. Wydawało mi się, że słyszę jak Rogacz rzuca jakąś niewybredną uwagę,
a Syriusz mu wtóruje, ale nie przejęłam
się tym.
- Cała szkoła już wie? – spytałam
- Mnóstwo osób zaangażowało się w
poszukiwanie – odparł Severus. – Nie trudno było się domyślić o kogo chodzi,
gdy zobaczyliśmy ten symbol… - urwał na chwilę i ściszył głos. – Niektórzy w
Slytherinie mówią, że miała nie czystą krew, dlatego tak skończyła. Podobno Ten
Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać gardzi ludźmi z niemagicznych rodzin.
- Rodzice Emily to czarodzieje –
odpowiedziałam marszcząc brwi. – Jestem tego pewna.
- To tylko plotka Lily. Może
dziewczyna znalazła się po prostu w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim
czasie? Skąd mam to wiedzieć? Tak czy inaczej, uważaj na siebie, dobrze?
Skinęłam
głową i odprowadziłam go spojrzeniem do stołu Ślizgonów, gdzie zajął miejsce
obok Averego i dwóch innych szóstoklasistów, za którymi nie przepadałam.
- Czy Smarkerus nie może zostawić
cię w spokoju nawet w taki dzień? – spytał James, z niezadowoleniem bawiąc się
swoją jajecznicą.
- On ma imię – powiedziałam
cicho, jednocześnie ignorując zaczepkę. Chłopak parsknął cicho, ale potem
zamilkł. Nie byłam już głodna. Proszącym wzrokiem spojrzałam na siedzącą przy
mnie Dorcas. Ona też niewiele zjadła. Mimo tego razem poszłyśmy do dormitorium.
Zadania
na weekend dostałyśmy niewiele. Szybko więc się z tym uporałam i miałam cały
dzień żeby myśleć o tym, co powiedział mi Severus. Może powinnam zacząć się
bać, jednak z jakiegoś powodu za murami Hogwartu czułam się całkowicie
bezpieczna. Coś mi mówiło, że Emily musiała opuścić jego teren. Coś na pewno
sprawiło, że postanowiła wybrać się gdzieś dalej. Mogłam się tylko domyślać, że
zobaczyła coś, nieprzeznaczonego dla jej oczu.
Zaraz
po obiedzie udałam się do sowiarni. Korzystając z wolnego czasu naskrobałam
dłuższy list do rodziców i krótszy, ale nie mniej wylewny do Ann. Z tym
pierwszym wysłałam Anastazję, drugi przywiązałam do nóżki brązowej szkolnej
płomykówce. Miałam nadzieję, że odnajdzie właściwą drogę i się nie zgubi. Nie
chciałam mieć ptaka na sumieniu. Do tej pory nie mogłam się pozbyć myśli, że
gdybym wtedy obudziła dziewczyny i powiedziała im, że Emily nie ma w łóżku,
mogłoby nam się udać odnaleźć ją żywą.
Miałam
już wracać do dormitorium gdy nagle drzwi otworzyły się i prawie wpadłam na
obściskującą się parę. Wysoki brunet trzymał za pośladki znajomą blondynkę i
namiętnie wpijał się w jej usta. Widząc to omal nie wrzasnęłam.
- Syriusz? Jess?!
Jak
oparzeni odskoczyli od siebie. Któreś z nich wykrzyknęło moje imię. Wydawali
się być zmieszani. Twarz dziewczyny natychmiast spłonęła rumieńcem. Nigdy
wcześniej nie widziałam jej takiej czerwonej.
- Nie przeszkadzajcie sobie –
mruknęłam i czym prędzej opuściłam pomieszczenie. Ja także czułam się
zażenowana. W dodatku nie wiedziałam co powinnam zrobić z tym co widziałam.
Powiedzieć Dor? Byłam pewna, że żywi do Syriusza jakieś głębsze uczucia.
Poczuje się zraniona, ale nie mogłam tego przed nią ukrywać. Lepiej żeby
dowiedziała się ode mnie niż od jakiejś szkolnej plotkary lub co gorsza z ust
samej Newton.
Blum
nie widziałam do końca dnia, podobno cały wolny czas spędzała ze Śnieżycą,
Alice nie wiele obeszła moja nowina, a Dorcas była tak poruszona, że do późna
nie mogła zasnąć. Kiedy jednak w końcu wpadła w objęcia Morfeusza ja cichaczem
wymknęłam się z pokoju i ruszyłam w stronę lasu. Dochodziłam już do jego skraju
kiedy Rubi wyszła mi naprzeciw.
- Już myślałam, że nie uda ci się
wyrwać – powiedziała.
- Dumbledore kazał nauczycielom
na zmianę pilnować korytarzy – powiedziałam. – Wydaje mi się, że jego też
odrobinę przeraziła śmierć Emily. To stało się tak blisko szkoły… Ale właściwie
większy problem miałam z Dor. Ma złamane serce i trochę zajęło zanim mogłam
bezpiecznie opuścić dormitorium.
Dziewczyna
zaśmiała się cicho. Spacerem ruszyłyśmy wokół zamku. Miałam nadzieję, że nikt
nas nie zauważy.
- Próbowałam się trochę
zorientować w sytuacji – powiedziała Rubi po chwili. – Rozmawiałam z paroma… Stworzeniami.
Głównie z centaurami i leśnymi nimfami. Są pewni, że oni nie zabili Emily na
terenie lasu. Musieli ją wyciągnąć gdzieś znacznie dalej. Tacy jak oni mają
bardzo dobry słuch… Poza tym wyczuwają czarną magię i obcych na ich terenie. To
niemożliwe żeby coś takiego uszło ich uwadze.
- Myślisz więc, że po prostu
porzucili tam jej ciało? – spytałam wstrząśnięta.
- Jestem tego pewna. Próbowałam
też wypytać driady z jeziora, ale twierdzą, że niczego nie słyszały, ani nie
widziały tamtej nocy – westchnęła. – To frustrujące. Tak naprawdę Emy pewnie
umówiła się z kimś z Hogsmeade i wpadła na tych szaleńców…
- Boisz się?
- Ja? Ja nie mam czego. Jestem
czystej krwi i wiem gdzie nie należy łazić po zmroku. Poza tym zwykłą avadą
mnie nie zabiją.
- Masz szczęście – stwierdziłam.
- Tak Lily – Rubi zaśmiała się
kpiąco. – Diabelne.
- Sto lat! Sto lat! Niech żyje
żyje naaaam!!!
Przetarłam
oczy i wybałuszyłam je na moich przyjaciół zgromadzonych wokół mojego łóżka.
Wszyscy mieli na głowie urodzinowe czapeczki, a tuż przed moim nosem znajdował
się olbrzymi czekoladowy tort z białą, cukrową lilią na samym środku, otoczoną
piętnastoma płonącymi świeczkami. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam
sobie, że oni wcale nie zwariowali. To był dzień moich urodzin! Przez tą sprawę
z Emily, całkiem o nich zapomniałam.
Po
raz pierwszy od kilku dni zaśmiałam się i zdmuchnęłam świeczki. Zaczęli bić
brawo i wiwatować. Spojrzałam na nich z uśmiechem. Była szósta rano, ale
wszyscy byli przy moim łóżku. Huncwoci, Blum i Śnieżyca, Alice, Mathias, a pomiędzy Dorcas i Jessicą stała
uśmiechnięta Rubi. Brakowało tylko Severusa, ale byłam pewna, że i on złoży mi
życzenia kiedy tylko opuszczę wierzę Gryffindoru.
- Wszystkiego najlepszego Liluś!
Uśmiechnęłam
się do Jamesa. Nie zamierzałam być na niego zła w taki dzień jak ten.
Wiedziałam, że tym razem nie chciał mnie zdenerwować. Były to całkiem szczere
słowa. Próbowałam im powiedzieć jacy są wspaniali, ale wtedy zaczęli zasypywać
mnie prezentami. Poza masą słodyczy dostałam ślicznie pachnące perfumy od
Dorcas, książkę o związkach damsko-męskich od Jess, zestaw kosmetyków do
makijażu od Rubi i naszyjnik w kształcie serca od Blum i Śnieżycy.
- Zmienia kolor w zależności od
emocji jakie się w tobie gotują – wyjaśniła Blum. – Śliczny, prawda?
Oczywiście
przytaknęłam. Naprawdę mi się podobał. Blum miała wyjątkowo dobry gust jeśli
chodzi o takie błyskotki.
- Poza tym będzie cię ostrzegał
przed niebezpieczeństwem – Śnieżyca zaśmiał się cicho na widok mojej miny. –
Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała się przekonywać jak się spisuje w
tej funkcji.
Od
Huncwotów dostałam lusterko ze sklepu Zonka, w odbiciu którego zamiast swojej
widziałam twarze różnych znanych czarownic, zestaw samopiszących piór i małe
drzewko w doniczce, z którego zamiast owoców można był zrywać fasolki
wszystkich smaków. Kiedy wszyscy stłoczyli się wokół niego, Mathias wcisnął mi
do ręki niewielkie pudełeczko. Wyjęłam z niego srebrny pierścionek, który
zamiast kamienia miał niewielką szklaną kulkę, wypełnioną zmieniającym barwy
dymem.
- To przypominajka – powiedział
chłopak patrząc na mnie z uśmiechem. – Żebyś nigdy o mnie nie zapomniała.
Notencja faktycznie o niczym, ale podobała mi się. Biedna Lily... teraz będzie myślała, że na nią też czyhają... och! James miał racje... nawet w takim momencie ten czarnuch nie umie zachować się na miejscu ;/ Drzewko z fasolkami wszystkich smaków? Ty i te twoje fasolki... zwariować idzie. No cóż... na razie tyle czekam na resztę... i na akacje...
OdpowiedzUsuń