18.09.2012

Przypominajka


                Był sobotni poranek. Z ponurą miną usiadłam naprzeciwko Huncwotów i bez słowa zabrałam się za przeżuwanie tosta z szynką i ketchupem.  Cała sala przystrojona była na czarno. Nie musiałam o nic pytać. Wszystko stało się jasne, kiedy wczoraj, późnym wieczorem, nad zakazanym lasem pojawił się mroczny znak. Kilka godzin później, jej ciało przeniesiono do zamku. Z tego co udało nam się dowiedzieć, jako pierwsze znalazły je centaury. Dumbledore powiedział nam tylko, że użyto na niej wyjątkowo groźnych zaklęć. Gdyby nie bransoletka z imieniem – prezent od babci, który miała w zwyczaju zawsze nosić na nadgarstku lewej ręki – pewnie trudno by było ją zidentyfikować. Potem dyrektor nie miał już dla nas więcej czasu. Chciał osobiście powiadomić jej rodziców. Przed wyjazdem ze szkoły, powiedział nam jeszcze, że jeśli będziemy chciały z kimś porozmawiać, profesor Spears na pewno chętnie się nami zajmie. Żadna z nas jednak nie skorzystała z tej propozycji.
 Inni ludzie, znajdujący się w Wielkiej Sali, byli tak samo milczący jak my. Rozmawiano tylko ściszonym głosem. Całkiem jakby wszyscy chcieli uszanować naszą żałobę. Nieświadomie patrzyłam w kierunku drzwi. Ocknęłam się dopiero gdy moje spojrzenie napotkało znajome, ciemne tęczówki.
Severus Snape spoglądał przez chwilę z niepewnością w moim kierunku. Domyślałam się, ze to z powodu siedzących obok mnie Huncwotów zdecydował się podejść tylko na chwilę.
- Bardzo mi przykro Lily – powiedział. – Wiem, że się przyjaźniłyście. Mieszkała w twoim dormitorium. Mam rację?
                Skinęłam głową. Wydawało mi się, że słyszę jak Rogacz rzuca jakąś niewybredną uwagę, a  Syriusz mu wtóruje, ale nie przejęłam się tym.
- Cała szkoła już wie? – spytałam
- Mnóstwo osób zaangażowało się w poszukiwanie – odparł Severus. – Nie trudno było się domyślić o kogo chodzi, gdy zobaczyliśmy ten symbol… - urwał na chwilę i ściszył głos. – Niektórzy w Slytherinie mówią, że miała nie czystą krew, dlatego tak skończyła. Podobno Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać gardzi ludźmi z niemagicznych rodzin.
- Rodzice Emily to czarodzieje – odpowiedziałam marszcząc brwi. – Jestem tego pewna.
- To tylko plotka Lily. Może dziewczyna znalazła się po prostu w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie? Skąd mam to wiedzieć? Tak czy inaczej, uważaj na siebie, dobrze?
                Skinęłam głową i odprowadziłam go spojrzeniem do stołu Ślizgonów, gdzie zajął miejsce obok Averego i dwóch innych szóstoklasistów, za którymi nie przepadałam.
- Czy Smarkerus nie może zostawić cię w spokoju nawet w taki dzień? – spytał James, z niezadowoleniem bawiąc się swoją jajecznicą.
- On ma imię – powiedziałam cicho, jednocześnie ignorując zaczepkę. Chłopak parsknął cicho, ale potem zamilkł. Nie byłam już głodna. Proszącym wzrokiem spojrzałam na siedzącą przy mnie Dorcas. Ona też niewiele zjadła. Mimo tego razem poszłyśmy do dormitorium.


                Zadania na weekend dostałyśmy niewiele. Szybko więc się z tym uporałam i miałam cały dzień żeby myśleć o tym, co powiedział mi Severus. Może powinnam zacząć się bać, jednak z jakiegoś powodu za murami Hogwartu czułam się całkowicie bezpieczna. Coś mi mówiło, że Emily musiała opuścić jego teren. Coś na pewno sprawiło, że postanowiła wybrać się gdzieś dalej. Mogłam się tylko domyślać, że zobaczyła coś, nieprzeznaczonego dla jej oczu.
                Zaraz po obiedzie udałam się do sowiarni. Korzystając z wolnego czasu naskrobałam dłuższy list do rodziców i krótszy, ale nie mniej wylewny do Ann. Z tym pierwszym wysłałam Anastazję, drugi przywiązałam do nóżki brązowej szkolnej płomykówce. Miałam nadzieję, że odnajdzie właściwą drogę i się nie zgubi. Nie chciałam mieć ptaka na sumieniu. Do tej pory nie mogłam się pozbyć myśli, że gdybym wtedy obudziła dziewczyny i powiedziała im, że Emily nie ma w łóżku, mogłoby nam się udać odnaleźć ją żywą.
                Miałam już wracać do dormitorium gdy nagle drzwi otworzyły się i prawie wpadłam na obściskującą się parę. Wysoki brunet trzymał za pośladki znajomą blondynkę i namiętnie wpijał się w jej usta. Widząc to omal nie wrzasnęłam.
- Syriusz? Jess?!
                Jak oparzeni odskoczyli od siebie. Któreś z nich wykrzyknęło moje imię. Wydawali się być zmieszani. Twarz dziewczyny natychmiast spłonęła rumieńcem. Nigdy wcześniej nie widziałam jej takiej czerwonej.
- Nie przeszkadzajcie sobie – mruknęłam i czym prędzej opuściłam pomieszczenie. Ja także czułam się zażenowana. W dodatku nie wiedziałam co powinnam zrobić z tym co widziałam. Powiedzieć Dor? Byłam pewna, że żywi do Syriusza jakieś głębsze uczucia. Poczuje się zraniona, ale nie mogłam tego przed nią ukrywać. Lepiej żeby dowiedziała się ode mnie niż od jakiejś szkolnej plotkary lub co gorsza z ust samej Newton.


                Blum nie widziałam do końca dnia, podobno cały wolny czas spędzała ze Śnieżycą, Alice nie wiele obeszła moja nowina, a Dorcas była tak poruszona, że do późna nie mogła zasnąć. Kiedy jednak w końcu wpadła w objęcia Morfeusza ja cichaczem wymknęłam się z pokoju i ruszyłam w stronę lasu. Dochodziłam już do jego skraju kiedy Rubi wyszła mi naprzeciw.
- Już myślałam, że nie uda ci się wyrwać – powiedziała.
- Dumbledore kazał nauczycielom na zmianę pilnować korytarzy – powiedziałam. – Wydaje mi się, że jego też odrobinę przeraziła śmierć Emily. To stało się tak blisko szkoły… Ale właściwie większy problem miałam z Dor. Ma złamane serce i trochę zajęło zanim mogłam bezpiecznie opuścić dormitorium.
                Dziewczyna zaśmiała się cicho. Spacerem ruszyłyśmy wokół zamku. Miałam nadzieję, że nikt nas nie zauważy.
- Próbowałam się trochę zorientować w sytuacji – powiedziała Rubi po chwili. – Rozmawiałam z paroma… Stworzeniami. Głównie z centaurami i leśnymi nimfami. Są pewni, że oni nie zabili Emily na terenie lasu. Musieli ją wyciągnąć gdzieś znacznie dalej. Tacy jak oni mają bardzo dobry słuch… Poza tym wyczuwają czarną magię i obcych na ich terenie. To niemożliwe żeby coś takiego uszło ich uwadze.
- Myślisz więc, że po prostu porzucili tam jej ciało? – spytałam wstrząśnięta.
- Jestem tego pewna. Próbowałam też wypytać driady z jeziora, ale twierdzą, że niczego nie słyszały, ani nie widziały tamtej nocy – westchnęła. – To frustrujące. Tak naprawdę Emy pewnie umówiła się z kimś z Hogsmeade i wpadła na tych szaleńców…
- Boisz się?
- Ja? Ja nie mam czego. Jestem czystej krwi i wiem gdzie nie należy łazić po zmroku. Poza tym zwykłą avadą mnie nie zabiją.
- Masz szczęście – stwierdziłam.
- Tak Lily – Rubi zaśmiała się kpiąco. – Diabelne.


- Sto lat! Sto lat! Niech żyje żyje naaaam!!!
                Przetarłam oczy i wybałuszyłam je na moich przyjaciół zgromadzonych wokół mojego łóżka. Wszyscy mieli na głowie urodzinowe czapeczki, a tuż przed moim nosem znajdował się olbrzymi czekoladowy tort z białą, cukrową lilią na samym środku, otoczoną piętnastoma płonącymi świeczkami. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że oni wcale nie zwariowali. To był dzień moich urodzin! Przez tą sprawę z Emily, całkiem o nich zapomniałam.
                Po raz pierwszy od kilku dni zaśmiałam się i zdmuchnęłam świeczki. Zaczęli bić brawo i wiwatować. Spojrzałam na nich z uśmiechem. Była szósta rano, ale wszyscy byli przy moim łóżku. Huncwoci, Blum i Śnieżyca, Alice, Mathias,  a pomiędzy Dorcas i Jessicą stała uśmiechnięta Rubi. Brakowało tylko Severusa, ale byłam pewna, że i on złoży mi życzenia kiedy tylko opuszczę wierzę Gryffindoru.
- Wszystkiego najlepszego Liluś!
                Uśmiechnęłam się do Jamesa. Nie zamierzałam być na niego zła w taki dzień jak ten. Wiedziałam, że tym razem nie chciał mnie zdenerwować. Były to całkiem szczere słowa. Próbowałam im powiedzieć jacy są wspaniali, ale wtedy zaczęli zasypywać mnie prezentami. Poza masą słodyczy dostałam ślicznie pachnące perfumy od Dorcas, książkę o związkach damsko-męskich od Jess, zestaw kosmetyków do makijażu od Rubi i naszyjnik w kształcie serca od Blum i Śnieżycy.
- Zmienia kolor w zależności od emocji jakie się w tobie gotują – wyjaśniła Blum. – Śliczny, prawda?
                Oczywiście przytaknęłam. Naprawdę mi się podobał. Blum miała wyjątkowo dobry gust jeśli chodzi o takie błyskotki.
- Poza tym będzie cię ostrzegał przed niebezpieczeństwem – Śnieżyca zaśmiał się cicho na widok mojej miny. – Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała się przekonywać jak się spisuje w tej funkcji.
                Od Huncwotów dostałam lusterko ze sklepu Zonka, w odbiciu którego zamiast swojej widziałam twarze różnych znanych czarownic, zestaw samopiszących piór i małe drzewko w doniczce, z którego zamiast owoców można był zrywać fasolki wszystkich smaków. Kiedy wszyscy stłoczyli się wokół niego, Mathias wcisnął mi do ręki niewielkie pudełeczko. Wyjęłam z niego srebrny pierścionek, który zamiast kamienia miał niewielką szklaną kulkę, wypełnioną zmieniającym barwy dymem.
- To przypominajka – powiedział chłopak patrząc na mnie z uśmiechem. – Żebyś nigdy o mnie nie zapomniała. 

1 komentarz:

  1. Notencja faktycznie o niczym, ale podobała mi się. Biedna Lily... teraz będzie myślała, że na nią też czyhają... och! James miał racje... nawet w takim momencie ten czarnuch nie umie zachować się na miejscu ;/ Drzewko z fasolkami wszystkich smaków? Ty i te twoje fasolki... zwariować idzie. No cóż... na razie tyle czekam na resztę... i na akacje...

    OdpowiedzUsuń