17.09.2012

Przedświąteczna gorączka?


Poczułam, że mi gorąco, wokół mnie nie było nic tylko. Bałam się, miałam ochotę krzyczeć… Zbyt dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że płomienie liżą moje ciało. Usłyszałam dziki wrzask i zaczęłam biec. Miałam wrażenie że wszystko jest tak samo upiornie ciemne, oświetlone tylko wszechobecnym ogniem. Nagle przede mną wyrósł olbrzymi kocioł, zatrzymałam się.  Ze środka wyskoczył kilku – może sześcioletni – chłopak.
- Co ty robisz?! – krzyknęłam przerażona. Wydawało mi się, że dziecko zaraz zginie, woda w kotle się gotowała. Myślałam, że za wszelką cenę muszę uratować chłopca, ten jednak zaśmiał się kpiąco.
- Nie widzisz? Mieszam ziemniaki.
Poczułam absurd sytuacji, nagle doszło do mnie jednak, że znam skądś jego śmiech.
James Potter.
Jak on jest do niego podobny. Prawie zupełnie i ten śmiech…
Mój Boże.
- Kim jesteś? – krzyknęłam coraz bardziej przerażona.
- Mikołaj! Mikołaj! – usłyszałam z oddali znajomy głos. Wydawał mi się przerażony, pełen rozpaczy… Wtem z płomieni wyłoniła się kobieta, którą tak dobrze znałam. Szlochając porwała dziecko w ramiona i przytuliła do siebie.
- Blum?! – krzyknęłam – Blum znasz tego chłopca?!
- Mamo… - wyszeptał sześciolatek i wtulił się w moją dorosłą przyjaciółkę.
***
- Lily! Lily! – spojrzałam zdezorientowana na Dorcas. Dziewczyna miała jakąś zdenerwowaną minę, a ja zupełnego nie wiedziałam o co chodzi. – Notuj, bo Flitwick cię zabije.
            Oprzytomniałam. Zaklęcia były już piątą lekcją tego dnia, a ja wciąż myślałam o moim śnie. Chciałam przestać lecz moje myśli wciąż do tego wracały…  Obraz tego chłopca… Mikołaja… Znów przeleciał mi przed oczami. Czy to możliwe żeby on rzeczywiście był synem Blum i Jamesa? Przecież Potter zaklina, że kocha mnie… Rozejrzałam się po klasie. Rogacz w ławce przede mną, żartował z czegoś z Syriuszem, a Blum całowała się w ostatniej ławce ze swoim chłopakiem. Nie wyglądało żeby myślała teraz o kimś poza nim. A już na pewno nie o Jamesie i ich wspólnym dziecku… To musiał być zwykły głupi sen… Za dużo zjadłam zanim się położyłam…. Tylko sen…
- Jakaś jesteś zawieszona w czasoprzestrzeni….
- Wiem Dori – mruknęłam.
- Powiesz mi co się stało?
- Miałam sen.
- Chryste co ci się stało? – przeraziła się Meadowes. – Musiałaś pocałować pająka…? Albo Pottera?
Roześmiałam się mimo woli.
- Nie… Śniło mi się dziecko… Nikomu nie powiesz.
- Nie, pewnie, że nie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, pamiętasz jeszcze.
Przytaknęłam.
- To mi zaufaj… Ok.?
- Ok. To dziecko… To był syn Blum Ryan i Jamesa Pottera.
- Co? Jak to?
- Wyglądał zupełnie jak ona, a ona… ona tam była…
- Lily… Czy ty nie masz jakichś kompleksów? Nie czujesz przypadkiem, że jesteś beznadziejna przy Blum czy coś?? Wiesz to się zdarza, a odkąd ona jest wampirem jest jeszcze piękniejsza niż dotąd… No i ma świetny głos… To by było zupełnie naturalne…
- Dor… Masz z tym jakiś problem ? Bo ja nie.
- Eh… Chciałabym  być lepsza… Blum zawsze ma to czego chce, a ja… Ja chcę tylko Syriusza, a on… On chyba woli blondynki.
- Chodzi ci o Jessicę?
- Tak. Nie. Nieważne… Mówimy o twoim śnie… No właśnie, to pewnie tylko zwykły sen…To dziecko…
- Jakie dziecko? – usłyszałam za sobą dobrze znany głos pewnego natręta. – Moje i Lily?
Poczułam, że się czerwienię, policzyłam do trzech i wzięłam głęboki oddech.
- Nie palancie – odparłam i wróciłam do robienia notatek.
***
- Iii… JAMES POTTER ZŁAPAŁ ZNICZA!!!!!!! GRYFONI WYGRYWAJĄ Z KRUKONAMI 300 DO 40!!!!!
Tłum szalał, a ja zaczęłam się wycofywać z trybun korzystając z okazji, że dziewczyny zajęły się czymś innym. Ruszyłam na spotkanie z Rubi…Obiecałam jej najnowsze ploteczki ze świata jej siostry.
***
            Rozpoczął się kolejny miesiąc, 2 grudnia wypadł w sobotę i tego właśnie dnia cała nasza paczka pojechała na koncert Blum Ryan w hali w Liverpoolu, pierwszy odkąd stała się wampirem. Muszę przyznać, że za kulisami było świetnie, pogadałam dużo ze stylistkami i wizażystami. Wszyscy świetnie się bawiliśmy dopóki do garderoby Blum nie wszedł jakiś ochroniarz.
 - Przepraszam panno Ryan, że zakłócam twój spokój przed koncertem ale jest tu pewna młoda dama, mówi, że jest księżniczką i żąda żebym się odsunął. Podaje się za twoją przyjaciółkę.
            Blum poderwała się z krzesła z uśmiechem. W duchu przyznałam, że wyglądała olśniewająco w złoto – czerwonej, krótkiej sukience bez ramiączek zrobionej z cekinów. No i balsam brązujący, w którym się wykąpała też dużo pomógł.
- To Stella, wpuść ją, Rob – to mówiąc tanecznym krokiem rzuciła się na szyję wchodzącej do pomieszczenie wysokiej, szczupłej, opalonej blondynce. – Stelluś!
- Kopę lat – mruknął pod nosem James.
- Blum! Matko…. To makijaż czy tak wyładniałaś?- Blondynka miała gładki, wysoki głos.
- Pisałam ci, że się zmieniłam… Niesamowicie pachniesz.
Alice i Śnieżyca popatrzyli na siebie z niepokojem. Mnie także coś tknęło, nie miałam pojęcia jak pachnie Stella i pewnie nigdy nie miałam się dowiedzieć, nie miałam ani w połowie tak dobrego węchu jak wampiry.
- Poradzi sobie – szepnęła z pewnością Emily.
- Nowe perfumy…  - zaśmiała się radośnie przyjaciółka Blum, wyściskała ją jeszcze raz po czym popatrzyła na nas – A to co za banda oszołomów? Śnieżyca?
- O wypraszam sobie – powiedziała Jessica – Nie jestem żadnym oszołomem, chodzę do najlepszego fryzjera w Londynie.
- Wyluzuj blond – zaśmiała się dziewczyna odrzucając do tyłu swoje złociste włosy.
- Stella… To moi kuple ze szkoły. Dorcas, Jessica, Emily… James, Syriusz, Remus, Peter…  Śnieżycę i Alice już znasz.
- Stella, nic się nie zmieniłaś – zabrzmiał dźwięczny głos panny Jamano.
- Ty też… Widać nawet mojej przyjaciółce nie udało się zmienić twojej garderoby.
- Tobie też nikt nie pomógł z twoim problemem – zaśmiała się kpiąco „czarna”
- Niby jakim problemem??
- Najniższe IQ na ziemi?
- Dziewczyny…. – przerwała im  Blum – Dajcie spokój co? Mogłybyście w końcu dorosnąć, naprawdę…
- Nie martw się Blum – roześmiała się Alice – Nie zamierzamy ci zniszczyć twojego wielkiego powrotu na scenę.
- No właśnie… A gdzie Mathias??
- Gdzieś się kręci… Nie wiem.
            Kilkanaście minut później Blum wyszła na scenę i dała czadu, a po koncercie poszliśmy na balangę. Stella większość czasu spędzała przytulona do Mathiasa.
- I wszystko po staremu – stwierdziła Blum kiedy po pożegnaniu ze Stellą zaczęliśmy wsiadać do pociągu do Hogwartu.
***

            Przedświąteczne wyjście do Hogsmade było inne niż wszystkie.
            Jessica i Dorcas poszły we dwójkę, ponieważ każda chciała kupić lepszy prezent dla Syriusza, a w tym celu musiały widzieć się nawzajem.
            Blum oznajmiła, że umówiła się ze Stellą i w związku z tym, nie chce widzieć w swoim pobliżu tego dnia nikogo z nas, a w szczególności Alice i Śnieżycy.
- Wybacz kotku – powiedziała mu. – Ale chcę spędzić ten czas z przyjaciółką i nie chcę żebyście mnie pilnowali. Nie zagryzę jej, panuję nad sobą.
Słysząc to rodzeństwo Jamano stwierdziło, że pojedzie na cały weekend do rodzinnego domu, nie widzieliśmy ich więc od piątku.
            Jak oznajmili nam Huncwoci matka Remusa była chora i musiał on do niej jechać, a Peter postanowił iść tylko do Miodowego Królestwa.
- Zwariować z tymi naszymi przyjaciółmi idzie – powiedziałam do Emily, Jamesa i Syriusza, kiedy wychodziliśmy w czwórkę ze sklepu Zonka.
- No, żeby tak nas wystawić do wiatru…
- Chodźmy do Trzech Mioteł – zaproponowała Emy. – Zmarzłam.
            Wszyscy się zgodziliśmy, kiedy weszliśmy do gospody, pierwsze co nam się rzuciło w oczy to siedzący samotnie przy stoliku i sączący kremowe piwo Mathias.
- Hej kapitanie – krzyknął na cały pub Syriusz i opadł na krzesło obok niego. – Co tak sam siedzisz? święta się zbliżają. „Jingle bells, Jingle bells, Jingle  all the way…”
Błagam Black, tylko nie śpiewaj.
- Ciebie też siostrzyczka do wiatru wystawiła? – spytał ze śmiechem James
- Owszem, ale to nie o to chodzi…Nie znoszę świąt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz