Nadszedł wreszcie poniedziałek. Był to jednak nie byle jaki poniedziałek, mówimy tu o poniedziałku, który miał rozpocząć Tydzień Huncwotek. Zaczęłyśmy od tego, że nie poszłyśmy na śniadanie, poprzedniej nocy przygotowałyśmy początek nie chciałyśmy jednak bezpośrednio brać w tym udziału. Zamiast tego uznałyśmy, że trzeba dopilnować aby każda z przygotowanych przez nas niespodzianek wypaliła. Kiedy już więc upewniłyśmy się, że śniadanie rozpoczęło się na dobre opuściłyśmy PW i każda z nas udała się w wyznaczonym dla siebie wcześniej kierunku. Ja zostałam oddelegowana do lochów. Zaczęłam od Sali eliksirów, dopilnowałam by drugie wejście, z którego często korzystał Slughorn zostało zablokowane i wychodząc wcześniej z Sali rzuciłam parę wydobytych wcześniej przez Emily z książek zaklęć. Zadowolona z siebie udałam się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, Alice postarała się wcześniej bym poznała hasło. Zaczęłam od kominka, potrzebowałam go aby zakończyć sprawę z klasą eliksirów, wyciągnęłam więc z kieszeni list i zapieczętowałam go pieczęcią, którą podkradłyśmy z pokoju Huncwotów, muszę przyznać, że rozszyfrowanie jego działania zajęło nam trochę. Wyjęłam różdżkę i wypowiedziałam magiczną formułę:
- Pojawi się z nieba, wraz z głosem feniksa i czarodzieja będzie potrzeba, by otworzyć pieczęć magiczną.
Po chwili sypnęłam na kopertę trochę magicznego proszku i wrzuciłam w płomienie rzucając przy tym zaklęcie rozmnażające, następnie zaczęłam się rozglądać się po pomieszczeniu, zaczęłam od zajęcia się wejściem do dormitorium dziewcząt i chłopców, za pomocą magii zamieniłam je miejscami, dziewczyny wchodząc tam gdzie zwykle znajdą się u chłopaków i na odwrót. Następnie zajęłam się zmianą dekoracji.
***
Dorcas Meadowes weszła do Pokoju Wspólnego Krukonów, postanowiła zacząć od środków bezpieczeństwa, zaklęciami zabezpieczyła wszystkie okna.
- Co by to było gdyby ptaki powyfruwały albo ktoś przez nieuwagę wyskoczył… - mruknęła cicho.
Następnie machnięciem różdżki zamieniła całą podłogę w głęboką trawę, fotele i kanapy w krzaki natomiast wszelkie szafki w wysokie drzewa liściaste i iglaste. Jej zadanie nie wymagało na szczęście zbyt trudnych zabiegów, po paru prostych zaklęciach sufit stał się błękitnym niebem zaopatrzonym w słońce, częściowo przysłonięte przez koronę dębu. Machnęła różdżką na schody by stały się kamienne, wyczarowała też niewielki wodospad a potem zajęła się efektami przy wejściu.
***
Emily Cullen weszła do cieplarni, trzy z nich miała już z głowy. Parę zaklęć i szyby zostały przysłonięte metalowymi zasłonami, kolejnych parę i wszystkie rośliny zamieniły się w najnowocześniejsze (w tamtych czasach xD) Komputery i maszyny do tworzenia związków chemicznych. Chciała zobaczyć minę kochającej naturę jak nic innego profesor Sprout…
Kiedy opuściła ostatnią cieplarnię udała się do PW Puchonów. Jednym krótkim machnięciem różdżki zamieniła nie tylko jego ale i wszystkie dormitoria w istną pustynię, wszędzie był tylko piasek, postarała się także o parę kaktusów. Następnie uśmiechnęła się widząc swoje dzieło pomyślała o swojej siostrze, była bardzo utalentowaną czarownicą. Emy spojrzała Prosto na słońce.
- Wiem, że jesteś ze mnie dumna – szepnęła.
***
Blum nie mogła uwierzyć, że Alice i Śnieżyca pozwolili jej iść gdziekolwiek samej. Nie ukrywała, że ją to cieszyło, od urodzenia byłą duszą towarzystwa, ale ostatnio brakowało jej samotności potrzebnej do przemyślenia niektórych spraw i wyciągnięcia odpowiednich wniosków. Nie potrzebowała snu i jedzenia, z dnia na dzień czuła się coraz bardziej jak robot. Westchnęła niedosłyszalnie widząc swoje odbicie w lustrze przed wejściem do Sali transmutacji. Piękna jak anioł… Wręcz przerażająco piękna… Zawsze marzyła o idealnym ciele, a teraz… Brakowało jej opalenizny, naturalności, wolności. Czuła się skrępowana w swym nowym bycie i była gotowa oddać wszystko by wrócić do swojego dawnego ja.
Rozejrzała się po Sali i zabrała się do tego co umiała najlepiej, otworzyła usta za z jej krtani zaczęły wydobywać sęczyste dźwięki. Różdżką dotknęła biurka, na którym zwykle w postaci kota siadała profesor McGonnagal, nie chciała tego robić swojej ulubionej nauczycielce ale cóż… Nie miały tego tygodnia oszczędzić nikogo a swoich przyjaciółek nie chciała zawieść za nic w świecie.
***
Jessica Newton była bardzo zadowolona, że przydzielono ją do PW Gryfonów. Zamierzała się nim zająć jak najlepiej. Plan nie był szczególnie skomplikowany, jedyną trudnością było stworzenie skrzeli… Przy pracy podśpiewywała sobie cicho i myślała o Syriuszu. A gdyby go tak ostrzec? Na pewno zyskałaby w jego oczach i miała większe szanse iż Meadowes. Szybko odrzuciła od siebie te myśl. Przyjaźń musiała być ważniejsza niż uczucie do czarnowłosego Cassanowy.
***
Alice Jamano miała przygotować kilka niespodzianek na korytarzach. Nie mogła przestać się uśmiechać na myśl o reakcjach uczniów podczas najbliższych dni. Wszędzie porozstawiała magiczne bagna, dopilnowała kilku wybuchów w odpowiednich momentach i magicznych płynów. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, udała się do WS, zbliżała się godzina rozpoczęcia przedstawienia.
***
Już miałam iść do WS kiedy do głowy przyszedł mi pewien chłopak. Mathias Ryan. Pamiętałam jego reakcję na ostatni nasz dowcip. Nie był zachwycony – delikatnie mówiąc. Pamiętałam jaką aferę urządził oskarżając nas o dziecinne zachowanie w stylu Huncwotów. Nie chciałam powtórki ze względu na Blum, która przecież nienawidziła się kłócić z bratem, wiedziałam, że nie chce tego szczególnie teraz, kiedy tak wiele ich podzieliło. Martwiłam się o nią, tyle na nią ostatnio spadło, mogło być naprawdę ciężko znieść jeszcze kłótnię z najbliższą osobą. Westchnęłam, a od czego ma się przyjaciół? Już zadecydowałam, że uprzedzę Mathiasa. Nie mogę jednak ukrywać nawet przed moim pamiętnikiem, że chciałam to zrobić też trochę dla siebie. Przyjaźniliśmy się oczywiście i Ryan był dla mnie bardzo ważny, ale nie robiłam tego bo go lubiłam. Lubiłam też wiele innych osób, ale tylko jego uprzedzałam, ze względu na dawne czasy.
Nagle zorientowałam się, że doszłam do wejścia szkolnej jadalni, nie byłam tu jednak sama. Przy samych drzwiach stały dwie postacie – dobrze zbudowany, opalony, ciemnowłosy chłopak i wysoka, blada dziewczyna, której twarz okalały rude fale. Zamarłam, stali bardzo blisko siebie. Blum i Mathias… Przez sekundę przyszło mi do głowy, że ona może się na niego rzucić, szybko jednak zauważyłam, że jej spojrzenie jest zupełnie spokojne, radziła sobie z wszystkim i panowała nad sytuacją. Uznałam, że nie mogę im przeszkodzić i schowałam się za stojącą nieopodal zbroją. Nie dało się nie usłyszeć ich rozmowy.
- … Nuda nas dobija, chcemy jakoś zmobilizować Huncwotów, nie ma innego wyjścia, będziesz się gniewał?
- To będzie coś wielkiego prawda? Jak wy cos robicie to najlepiej jak potraficie.
Zaraz? Czyżby ona mnie uprzedziła i powiedziała swojemu bratu?
- Tak, Mathias… Obiecaj, że nie będziesz mieć pretensji, proszę… To dla mnie ważne.
Chłopak wziął w dłonie jej zimną niczym lód twarz i spojrzał w ciemne oczy.
- Wiesz, że nie umiem się na ciebie gniewać, postaram się zrozumieć Wasz system wartości, a przynajmniej nie będę mieć do was pretensji , a już na pewno nie do ciebie, mogę ci przysiąc na własne życie…
- Nie! – przerwała mu patrząc na niego ze strachem- Nie przysięgaj ono… Jest zbyt cenne.
- Kurcze Blum… Zaczynasz wariować, przecież nie zamierzam się zabijać ani nic.
- Po prostu… I tak nie zrozumiesz… Ja… Mnie się życie ludzkie wydaje niesamowicie nietrwałe…. Kruche… a przy tym tak wyjątkowo cenne. – zamarła – Cholera Mathias! Musisz iść, słyszę, że idą dziewczyny to chyba szpilki Jessici i baleriny Emily…
Mathias popatrzył na nią dziwnie, jak my wszyscy nie mógł się przyzwyczaić do jej nadludzkich zdolności. Szybko jednak usłuchał i wrócił do wielkiej Sali.
Nie minęła minuta jak przy wejściu pojawiły się Newton i Cullen. Odczekałam jeszcze chwilę i udałam, że dopiero co przyszłam, po chwili byłyśmy już zgromadzone wszystkie. Mogłyśmy wejść do środka i rozpocząć tydzień Huncwotek.
***
Od dłuższej chwili siedziałyśmy wśród reszty Gryfonów, nie odezwałam się ani słowem co do podsłuchanej rozmowy, nie zamierzałam zdradzać przyjaciółki. Wszystkie rozmawiałyśmy swobodnie o lekcjach czekając na pocztę, niczym nie dawałyśmy po sobie poznać, że ma się zdarzyć coś niezwykłego. Wreszcie nadeszła ta chwila, do WS wleciała jak zwykle chmara sów, z tą różnicą, że było ich znacznie więcej po jednej dla każdego ucznia, łącznie z nami oczywiście. Wszyscy wyglądali na zszokowanych, kiedy przed nimi zaczęły lądować kremoworóżowe, starannie zamknięte pieczęciami Hogwartu koperty. Nasi szkolni koledzy zaczęli je powoli otwierać i czytać zapisaną mieniącą się wszystkimi kolorami tęczy informacje.
Mamy zaszczyt poinformować Szanownych Państwa o rozpoczęciu najbardziej ekscytującego tygodnia w waszym życiu! Gwarantujemy cudowne show, ekscytujące efekty specjalne, ciekawe pomysły oraz najróżniejsze niespodzianki!
ZAPRASZAMY NA…
TYDZIEŃ HUNCWOTEK
Tak jak reszta dziewczyn udałam głębokie zdziwienie i zaczęłam się rozglądać po Sali. Napotkałam kilka zaciekawionych spojrzeń, w końcu skierowałam wzrok na Pottera. Mierzył całą nasza szóstkę zdumionym spojrzeniem.
- Dziewczyny – zaczął. – Czy wy macie z tym coś wspólnego?
Szybko popatrzyłyśmy na siebie w szoku.
- Wiem, że ostatnio to byłyśmy my, przynajmniej w waszym mniemaniu , ale tym razem nie wysilałyśmy się żeby Zrobić jakiś wielki kawał.
- Na pewno? – spytał Syriusz – Jakoś Wam nie wierzę.
- Nie rozumiem dlaczego? A może słusznie robisz? – uśmiechnęłam się tajemniczo i wstałam – Chodźcie dziewczyny, smacznego, BYLI Królowie Dowcipów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz