Tydzień Huncwotek okazał się naprawdę wielkim sukcesem. Nic nie mogło nas powstrzymać przed wykonaniem kolejnych starannie zaplanowanych dowcipów. A muszę przyznać, że z naszej perspektywy wyszły one wspaniale. To jednak tylko z naszej perspektywy. Ogólnie wiadomo, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. To przykre, ale każda z nas będzie się w nim z pewnością smażyć. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest prosta: Każda z nas po kolei była niesamowicie ciekawa co sądzi reszta szkoły i jak to wszystko przebiegało z ich punktu widzenia. Postanowiłyśmy więc, że każda z nas pójdzie do jednej osoby spoza naszej paczki i uzyska sprawozdanie przynajmniej z jednego dnia. Tak więc ja udałam się do Severusa, po dłuższych namowach napisał dla mnie parę słów:
Poniedziałek.
Dzień 1. Tygodnia Huncwotek.
Wstałem rano, zapowiadało się zwyczajnie, no a przynajmniej ja nie spodziewałem się żadnych atrakcji w moim zwykłym szarym życiu. O 8 rano stawiłem się na śniadaniu, wszystko przebiegało zwyczajnie aż do przybycia poczty, tak jak każdy dostałem list, ale to już przecież wiesz, prawda Lily? Tak samo jak znasz jego zawartość. A więc byłem zaskoczony jak wszyscy inni, zobaczyłem, że wychodzicie, a po chwili Dumbledore wstał i powiedział, żebyśmy nie pozwolili dowcipnisiom zawładnąć naszym życiem mimo tego wszyscy mówili o Huncwotach i czekali na rozwój wydarzeń. Oczywiście nie trwało to długo, w drodze na zaklęcia udało mi się przeżyć jednak słyszałem jakieś wybuchy, na jednym z korytarzy drugiego piętra unosił się dziwny zapach, którego pochodzenia wolałem chyba nigdy nie poznać. Podczas pierwszej lekcji wszystko było normalnie aż do chwili kiedy mieliśmy używać różdżek. Kiedy wszyscy chórem wypowiedzieliśmy zaklęcie o jakim mówił profesor te magiczne przedmioty zaczęły wykładać teorię tego właśnie zaklęcia, każda w innym języku, żadna jednak nie zamierzała niczego zrobić, zmieniło się to dopiero kiedy opuściliśmy klasę. Na każdym przedmiocie działo się coś innego w tym rodzaju a jeżeli ja sam nie byłem ofiarą, to byłem świadkiem „zbrodni”. Najgorsze było jednak jeszcze przede mną, kiedy po południu zmierzałem do dormitorium podłoga się pode mną ugięła, wpadłem w bagno i nie mogłem wyjść, a uczniowie wokół zwijali się ze śmiechu, to było takie upokarzające…Wydostałem się dopiero z pomocą Mcgonnagal a kiedy wróciłem wreszcie do PW zalała mnie fala gazu łzawiącego, aby wejść do dormitorium musiałem przejść przez jakąś olbrzymią galaretowatą zasłonę, to był jeden z najkoszmarniejszych dni mojego życia.
Przeczytałyśmy to na głos w naszym pokoju i popatrzyłyśmy po sobie, każda z nas czułą się trochę dziwnie z tego samego powodu, nasze dowcipy dla niektórych były trochę zbyt okrutne. Nie chciałam stać się kopią Huncwotów, szczególnie, że do tej pory broniłam Severusa przed ich ograniczonymi żartami . Moje zmartwienia na głos wypowiedziała Dorcas, więcej optymizmu okazała jednak Jessica.
-Dajcie spokój, to tylko parę żartów, przecież nikt nie umarł. Przeczytajmy lepiej sprawozdanie kogoś sensowniejszego niż Smark. Ja i Dorcas byłyśmy u Syriusza.
Tu trzeba wyjaśnić, że dziewczyny u Blacka były razem ponieważ żadna z nich nie chciała puścić tam drugiej a każda z nas wcześniej już się zobowiązała.
Wtorek
Dzien 2 Tygodnia Huncwotek
Po wczorajszym dniu byłem przygotowany na najgorsze. Sam nie stałem się jeszcze bezpośrednio ofiarą większego dowcipu, jednak np James gonił wczoraj podczas wróżbiarstwa własną kryształową kulę. Muszę przyznać, że pomimo, że to mój najlepszy kumpel, zwijałem się ze śmiechu.
Tym bardziej głupio mi ponieważ z samego rana sam dałem niezły popis. Zapomniałem o tym co odkryliśmy wczoraj po lekcjach i zszedłem do PW na zupełnym luzie, rozmawiając z Rogaczem. On w odpowiednim momencie wziąłgłęboki oddech i wstrzymał go jednak ja niczym ostatnia ofiara losu wszedłem do tego wielkiego akwarium jakim był teraz PW Gryfonów. Woda od razu nalała mi się do płuc i pewnie bym się utopił gdyby Potter nie wyciągnął mnie na korytarz, inna sprawa, że na nasz widok sufit zapalił się błękitnymi płomieniami tak, że powstał napis „topielce”. To dopiero był obciach. Podczas jednej z lekcji jaką była obrona przed czarną magią stało się jednak coś jeszcze dziwniejszego. Jesteście ciekawe co, dziewczyny? No to słuchajcie, podczas niby pojedynku z Lupinem nasze różdżki wyleciały nagle na różne końce Sali, a pomiędzy nami pojawiły się dwa olbrzymie tygrysy, jeden podszedł do mnie a drugi do niego i… Zaczęły się łasić i domagać pieszczot jak małe kociaki. Potrzebne są naprawdęolbrzymie gratulacje dla Huncwotek
- Black jest pod wrażeniem – stwierdziła Blum
- Mhm… Gratulacje dla Huncwotek – zaśmiałam się zapominając o Severusie. Ten cały tydzień Huncwotek, chyba nam się jednak udał.
- Oczywiście – zgodziła się Alice – A teraz ty Blum, u kogo byłaś?
- U Veronici, tej sąsiadki Lily z Ravenclawu.
Środa
3 Dzień tygodnia Huncwotek.
Chyba powinnam zacząć od tego, że jestem gotowa zabić Huncwotki za to co zrobiły z naszym Pokojem Wspólnym. I nie chodzi mi tu nawet, o to że został on zamieniony w zupełny busz tylko o to co się dzieje z nami po wejściu do środka. A co się dzieje? Otóż, każdy zamienia się w inne dzikie zwierze, ja na przykład staję się tygrysicą, to upiorne bo mam ochotę zjeść niektórych moich kolegów, którzy są roślinożercami. A Lena, moja przyjaciółka z którą mieszkam w dormitorium staje się psem, dokładniej sznaucerem, okropnie włochatym. Czy wy macie pojęcie ile ona ma PCHEŁ?
Dobra, wyżyłam swoje frustracje, czas chyba przejść do niektórych wydarzeń trzeciego dnia. Mieliśmy zielarstwo, z powodu braku roślin w szklarniach postanowiliśmy przerobić teorię, zajęliśmy więc miejsca przy komputerach, profesor Sprout nakazała ich nie włączać, ponieważ większość z nas pochodziła z rodziny czarodziei i nie potrafi ich obsługiwać. Następnie nauczycielka rozpoczęła wykład, nie minęło 5 minut, a przerwał jej wybuch, cała sala była w dymie a jeden z komputerów płonął. Kojarzycie Josha Slumcata? Ten idiota nacisnął coś w jednej z maszyn i doprowadził do eksplozji. Cóż… Miało to swoje plusy, bo chyba wiadomo co robiliśmy przez resztę lekcji, gasiliśmy pożar.
Po zielarstwie mieliśmy obiad, niedaleko nas leżała pieczona kaczka, wyglądała świetnie, wszyscy uważaliśmy, że skrzaty naprawdę się postarały, kiedy jednak chciałam po nią sięgnąć ona nagle podskoczyła, popatrzyła na mnie pustymi miejscami po oczach z wyrzutem i z gdakaniem zaczęła uciekać, wszyscy ryknęli śmiechem, przyznaję, że nawet jak, chociaż bardziej histerycznym. Jakby nie było, dowcip był dobry, dziewczyny, naprawdę.
Zaczęłyśmy się śmiać jak wariatki, do zrobienia dowcipu z kaczką natchnął nas właściwie Peter, który we wtorek wyznał, że przez te wszystkie dowcipy ma nienormalne sny. Śniło mu się gadające i biegające jedzenie.
- Wiecie co? – spytała Emily – zdecydowanie nam się udało.
- Tak – zgodziłyśmy się chórem.
- A ty Em? – zapytała Jessica.
- Co ja? Ja byłam u Mathiasa.
Kątem oka zerknęłam na Blum, jej bratu nie mogło się nic przydarzyć, został w końcu ostrzeżony, co więc mógł napisać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz